[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jane - zaczęła Anne odrobinę zakłopotana. Dziwne
spojrzenie Davida zbiło ją z tropu nie mniej niż uwaga Jane.
Przecież to zupełnie nie interesuje pana Jerome'a. -
Uśmiechnęła się przepraszająco do Davida. - Lois to moja
siostra - wyjaśniła - i ma spędzić u nas tylko jeden dzień.
- Rozumiem - odparł uprzejmie. - W takim razie może
kiedy indziej...
- A może by tak jeszcze dzisiaj póznym wieczorem?
przerwała mu Jane. - Czemu nie zadzwonisz do Petera i nie
spytasz go, czy nie przyjechałby z tobą do Mextown, kiedy
Lois i Paul wrócą do Londynu? Jestem pewna, że Peter się
ucieszy.
David Jerome zdawał się nad czymś zastanawiać.
- W takim razie jutro wieczorem - stwierdził
nieoczekiwanie - o ile to pani pasuje, Anne. Sama pani musi
zdecydować, czy przyjedzie pani ze swoim narzeczonym. A
teraz byłbym wdzięczny, gdyby zechciała pani wpaść do
mnie, chciałbym jeszcze omówić kilka spraw. Jak już Jane
pani mówiła, muszę wyjechać na parę dni, i nie chciałbym
zostawić nierozstrzygniętych spraw.
- Ale Anne spieszy się do domu - wtrąciła Jane. Czyż nie
tak, Anne? Wolałabym nie ryzykować, że Peter tu się zjawi,
żeby nas spytać, dlaczego tak długo zatrzymujemy Anne, jak
to się już raz zdarzyło.
- Ale dzisiaj po mnie nie przyjedzie - spokojnie wyjaśniła
Anne. - A najbliższy autobus odjeżdża dopiero za godzinę.
Jeśli zdążę na ten o wpół do siódmej, na pewno jeszcze
zobaczÄ™ siÄ™ z Lois.
W pokoju Davida rozmawiali przez kilka minut o
sprawach służbowych. Ale Anne zauważyła, że David jest
jakby trochÄ™ rozkojarzony.
- To musi być dla pana męczące, panie Jerome -
powiedziała spontanicznie po chwili milczenia. - Te
przygotowania do podróży i w ogóle. Przepraszam, że o to
pytam, ale jak pan rozwiąże sprawę pańskich... obowiązków
rodzinnych... to znaczy...
- Ma pani na myśli moje dzieci? - spytał krótko, wyraznie
zdenerwowany. - Proszę przyjąć do wiadomości, że jestem
przeciwny mieszaniu spraw służbowych i prywatnych. A
teraz...
- Dlaczego zawsze musi się pan tak szybko obrażać? -
zawołała Anne, rozgoryczona tym upomnieniem. -
Oczywiście, że miałam na myśli pańskie dzieci. Przecież nie
mogę udawać, że nic nie wiem o nich... i o tym, co się stało,
prawda? Zastanawiałam się tylko, co pan z nimi zrobi, ale
teraz wiem, że pan podejrzewa mnie o wścibstwo, i to tylko
dlatego, że kiedyś zachowałam się niezręcznie.
Zauważyła, że zadrżała mu ręka, trzymająca jeszcze list,
który przed chwilą omawiali.
- Anne, naprawdę przepraszam - powiedział ze skruchą. -
Zapewniam panią, że doskonale sobie radzę... i nie potrzebuję
współczucia. Mieszkamy razem z moją ciotką. Dzieci są
zdrowe i w dobrych rękach, proszę mi wierzyć. Zwietnie się
rozumiemy i wcale nam nie potrzeba...
- Mojego współczucia - gniewnie dokończyła Anne. - W
porządku, wydaje mi się nawet, że pan i tak już cierpi od
nadmiaru współczucia, to znaczy, chciałam powiedzieć, że po
prostu roztkliwia siÄ™ pan nad sobÄ…...
Urwała, przestraszona własnymi słowami. Przez chwilę
rozpaczliwie spoglądała przed siebie, potem znów podniosła
głowę.
- Teraz chyba ja powinnam przeprosić - powiedziała
cicho. - Proszę mi wierzyć, że już nigdy bez wyraznego
pozwolenia nie będę się mieszała w pańskie prywatne sprawy.
Przyrzekam, że od tej chwili będę się zajmowała wyłącznie
moją pracą, cokolwiek by się miało zdarzyć... Jeśli nie ma pan
już do mnie...
- Anne!
Zignorowała jego wołanie i po prostu uciekła z jego
pokoju. Szybko włożyła płaszcz i nie uprzątnąwszy swojego
biurka, jak to zazwyczaj robiła, wybiegła z agencji. W
szalonym tempie dobiegła do przystanku, gdzie właśnie
zajechał autobus.
- Co za człowiek! - powiedziała do siebie, siedząc w
autobusie. Ręce jej się trzęsły, wargi drżały. Oszaleję przez
niego. On jest taki okropny, taki głupi, taki...
Konduktor przerwał jej monolog, pytając ją, dokąd jedzie.
Szybko wyciągnęła portmonetkę, przy czym wypadło jej kilka
monet na podłogę.
Następne minuty zmieniły się w jeden koszmar. Wszyscy
pasażerowie pomagali jej zbierać pieniądze, bez przerwy
musiała komuś dziękować. Kiedy wreszcie dojechała do Little
Watbury, była rozgorączkowana i potwornie zdenerwowana.
- Mama miała rację - pomyślała idąc do domu - Nie
powinnam była wracać do pracy, nie jestem jeszcze w pełni
formy. Ale nigdy nie będę w formie, dopóki będzie tam
siedział ten okropny człowiek. Wszystko się zmieniło, od
kiedy się pojawił w agencji... to wszystko jego wina.
Kiedy otworzyła furtkę ogrodową i zbliżała się do domu,
otworzyły się drzwi i w progu pojawiła się Lois.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]