[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sam Dobelyou był zaskoczony tą hipotezą. Myślał, że dobrze zna Indirę, niewolnicę,
którą zastraszył i nad którą całkowicie panował. Może go jednak zwiodła?
 Prawdziwym winowajcą  mówił Higgins, patrząc na Williama W. Dobelyou
 jest pan.
Szef gangu antykwariuszy poderwał się z miejsca.
 Jestem niewinny! Już mówiłem, że nikogo nie zabiłem!
 Podwójne kłamstwo, panie Dobelyou  podkreślił Higgins.  Czy nie przyznaje
się pan do zabójstwa na Cejlonie, skąd pan uciekł, by nie wpaść w ręce policji?
 Nie przyznaję się! Wyjechałem, aby prowadzić interesy! To, co pan opowiada, to
oszczerstwo... Niczego mi nie udowodniono.
114
 Jest pan winny kradzieży i będzie pan skazany za to przestępstwo. Ale jest poważ-
niejsza sprawa, panie Dobelyou. Morderstwo, o które jest pan podejrzany, zostało do-
konane przy pomocy broni palnej. Tak jak na Cejlonie... a ponadto ma pan opiniÄ™ do-
skonałego fałszerza, szczególnie uzdolnionego w podrabianiu kluczy. Miał pan ten od
gabinetu numizmatycznego... Dlaczego nie miałby pan dorobić również klucza od po-
koju lorda Mortimera?
 Bo tam nie było nic, co warto ukraść!  ryknął Dobelyou.  Nie znam się wcale
na tych starociach!
 Niech pan nie udaje głupszego, niż pan jest naprawdę. Na swój sposób jest pan
ekspertem od antyków. Szczególnie ta mumia...
 Nie do sprzedania!  zaprotestował Dobelyou.  Mam jaką taką znajomość
rynku, inspektorze. Dobrze znam moich klientów. Same grube ryby. Szczęśliwi, że mogą
u mnie kupić unikatowe dzieła sztuki... Mogę podać nazwiska...
 Na przykład lorda Mortimera?
William W. Dobelyou osłupiał. Podobnie Scott Marlow. Nowy dyrektor British
Museum był tak zaskoczony, że odebrało mu mowę.
 Długo podejrzewałem  wyjaśnił Higgins  że William W. Dobelyou był tylko
narzędziem gangu. I że nad nim musiał stać ktoś z głową. Komuż byłoby łatwiej wybrać
i wynieść kilka ciekawych eksponatów, a następnie ciągnąć zyski z tego procederu, jak
nie wielkiemu uczonemu, znającemu świetnie British Museum?
 Będę pana ścigał o pomówienie  powiedział lord Mortimer, który ledwie hamo-
wał wybuch złości.
 To, co mi przeszkadza w tej hipotezie  kontynuował niewzruszenie Higgins
 to fakt, że lord Mortimer podjąłby zbyt wielkie ryzyko, wchodząc w spółkę z Willia-
mem W. Dobelyou... Nie wydaje mi się możliwe, by mógł darzyć zaufaniem tego osob-
nika. Któregoś dnia mogłoby się to skończyć szantażem... Jest jednak między nami inna
osoba, która dobrze zna British Museum. Nieprawdaż, panie Tumberfast?
Tumberfast, upajający się już wizją lorda Mortimera zamieszanego w sprawę kra-
dzieży, został brutalnie sprowadzony na ziemię.
 Ja? Ależ ja nigdy nie spotkałem tego Dobelyou! Jak może sobie pan wyobrazić, że
powierzyłbym mu choćby mały kawałek papirusu?
 Mogły pana skusić pieniądze  podsumował Higgins.  Nie miał pan łatwej ka-
riery, panie Tumberfast. Próbował pan wielu rzeczy, aby zdobyć przychylność lorda
Mortimera. Ciężka praca okazała się niewystarczająca... Była jeszcze przygoda z Agatą
Lillby, może właśnie w cichej nadziei zbliżenia się do zwierzchnika. Nigdy nie miał pan
ochoty zamordować lorda Mortimera, panie Tumberfast?
 Mieliśmy z profesorem spory naukowe, lecz szanuję go... i też...  Egiptolog
mówił z wielkim wysiłkiem.
115
 Nienawidzi go pan, panie Tumberfast. Nie był pan zresztą obojętny na urok pani
Mortimer. Ale ona była bogata, a pan nie. Z pańskimi zarobkami nie mógł pan mieć
wielkiej nadziei, by się do niej zbliżyć. Czy nie wyobrażał pan sobie korzyści, jakie
można by wyciągnąć i z pańskiej wiedzy, i z pozycji zawodowej?
 Zbyt cenię sobie starożytny Egipt, inspektorze. Jego sztuka należy do ludzkości,
nie do złodziei!
Dobelyou uśmiechając się, chciał już zabrać głos.
 Na nieszczęście  uprzedził Higgins  zarzuty, które mógłby wysunąć prze-
ciwko jednemu z was pan Dobelyou nie miałyby wartości dowodu. Nie jest wiarygod-
ny, jako że stara się za wszelką cenę zrzucić z siebie odpowiedzialność za zbrodnię. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl