[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prawda, James?
- To nie wchodzi w grę - poparł ją gorąco James. - Nie
mógłbym zmrużyć oka, gdybym coś takiego miał w domu.
- Wez obraz do Bostonu, tatusiu, tam znajdzie godnÄ… siebie op-
rawÄ™.
- Ależ ja myślałem, że będziesz zachwycona, Rosalie.
- Jestem, tatusiu, jestem. Tylko przeraża mnie odpowiedzial-
ność i chciałabym, żeby mama też mogła go podziwiać. Zawsze
możesz zostawić obraz mnie i Jamesowi, jeśli będziesz chciał.
- Zwietny pomysł, Rosalie. W ten sposób oboje będziemy mog-
li się nim nacieszyć. Muszę teraz pomyśleć o innym prezencie. No,
prawie przelicytowała mnie, James, a nie potrafiła tego zrobić przez
dwadzieścia cztery lata.
- Ostatnio udało mi się to dwa czy trzy razy, tatusiu, i mam
nadzieję, że uda mi się jeszcze raz.
Harvey nie zareagował na jej słowa i mówił dalej:
- Oto trofeum króla Jerzego i Elżbiety - ukazał misternie wy-
konaną z brązu statuetkę konia i dżokeja, którego czapka wysadza-
na była brylantami. - Wyścig ma tak wysoką rangę, że co roku
wręcza się zwycięzcy nowe trofeum - więc to jest moje na zawsze.
James był rad, że przynajmniej trofeum było prawdziwe.
Wniesiono kawę i brandy. Usiedli i zaczęli omawiać przygotowa-
nia do ślubu.
- Rosal_e, musisz polecieć w przyszłym tygodniu do Lincoln i
pomóc matce, bo w przeciwnym razie wpadnie w popłoch i nic nie
zrol_i jak należy. Ty, James, musisz mi dać znać, ile osób masz za-
miar zaprosić. Umieszczę ich u "Ritza". Zlub wezmiecie w kościele
Zwiętej Trójcy na Copley Square, następnie w moim domu w Lin-
coln odbędzie się przyjęcie _v typowo angielskim stylu. Czy to ci
odpowiada, James?
- Znakomicie. Jesteś doskonale zorganizowanym człowiekiem,
Harvey.
- Zawsze byłem, James. To popłaca na dalszą metę. Słuchajcie,
musicie ustalić wszystkie szczegóły przed wyjazdem Rasalie w
przyszłym tygodniu. Być może o tym nie wiecie, ale jutro wracam
do Ameryki.
James pomyślał: strona 38A w niebieskim dossier.
Jeszcze godzinę James i Anne omawiali przygotowania do ślu_u i
pożegnali się z Harveyem tuż przed północą.
- Zobaczymy siÄ™ z samego rana, tatusiu.
- Dobranoc.
James uścisnął dłoń Harveya i wyszedł.
- Mówiłam ci, że jest fantastyczny.
- To świetny chłopak i twoja matka będzie zachwycona.
W windzie James nie odzywał się do Anne, gdyż jechali z dwo-
ma mężczyznami, również czekającymi w milczeniu, aż zostaną sa-
mi. Ale gdy tylko wsiedli do Alfa Romeo, James złapał Anne za
200 20 I
kark, rzucił ją sobie na kolana i wymierzył tak mocnego klapsa, że
nie wiedziała, czy się śmiać, czy płakać.
- Za co?
- %7łebyś po ślubie nie zapomniała przypadkiem, kto tu rządzi.
- Ty szowinistyczna męska świnio. Przecież chciałam tylko po-
móc.
James z wściekłą szybkością pojechał do mieszkania Anne.
- I jak ty teraz wyglÄ…dasz? "Moi rodzice mieszkajÄ… w Waszyng-
tonie i tatuś pracuje w dyplomacji" - przedrzezniał. - Aadny dy-
plomata.
- Wiem, kochanie, ale musiałam coś wymyślić, gdy zorientowa-
Å‚am siÄ™, na kogo siÄ™ szykujecie.
- Co, u diabła, powiem tamtym?
- Nic. Zaprosisz ich na ślub, wyjaśnisz, że moja matka jest
Amerykanką i dlatego pobierzemy się w Bostonie. Och, oddałabym
wszystko, żeby widzieć ich miny, gdy odkryją, kto jest twoim teś-
ciem. Tak czy owak musisz przygotować swój plan, nie możesz zo-
stawić ich na lodzie.
- Ale okoliczności się zmieniły.
- Nie, nieprawda. Jest faktem, że oni dopięli swego, a ty nie.
Lepiej więc przygotuj plan przed wyjazdem do Ameryki.
- Teraz jest jasne, że bez twojej pomocy by się nam nie udało.
- Nonsens, kochanie. Nie wtrącałam się zupełnie do operacji
Jean-Pierre'a. Dodałam tylko tu i ówdzie mały akcencik. Obiecaj, że
mnie już nigdy nie zbijesz.
- Będę cię bił za każdym razem, gdy sobie przypomnę ten
obraz, ale teraz, kochanie. . .
- James, jesteÅ› erotomanem.
- Wiem, kochanie. A jak inaczej Brigsleyowie mogliby płodzić
w każdym pokoleniu całe hordy lordziątek?
Anne wczesnym rankiem rozstała się z Jamesem, aby spędzić
trochÄ™ czasu z ojcem. Odprowadzili go oboje na lotnisko, skÄ…d w
południe odlatywał do Bostonu. Kiedy wracali samochodem do
miasta, Anne nie wytrzymała i s_ytała Jamesa, co postanowił po-
wiedzieć tamtym. Wydobyła od niego tylko tyle:
- Zobaczysz. Nie chcę, żeby ktoś zmieniał mi wszystko za moi-
mi plecami. Nawet nie v_iesz, jak się cieszę, że w poniedziałek odla-
tujesz do Ameryki.
XVIII
W poniedziałek James miał urwanie głowy. Najpierw musiał od-
wiezć Anne, która odlatywała rano, samolotem linii TWA, do Bo-
stonu, a następnie resztę dnia przygotowywał się na wieczorne
spotkanie Zespołu. Tamci trzej dopięli już swego i pozostało im
tylko czekać na jego plan. Teraz jednak, gdy wiedział, że spiskuje
przeciw własnemu teściowi, miał do rozwiązania podwójnie trudny
problem. Przyznawał jednak rację Anne, że nie jest to żadna wy-
mówka. Harvey nadal był mu winien 25oooo dolarów. I pomyśleć,
że wystarczyłoby powiedzieć parę słów wtedy w Oksfordzie. . . To
też musiał zataić przed Zespołem.
Kolację wydawał Stephen w Kolegium Magdaleny jako autor i
triumfator operacji oksfordzkiej. James wyjechał z Londynu zaraz
po godzinach szczytu, minÄ…Å‚ stadion White City i pomknÄ…Å‚ szosÄ…
M4o do Oksfordu.
- Jak zawsze ostatni - przywitał go Stephen.
- Przepraszam, miałem urwanie głowy. . . [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl