[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trzymać język za zębami. Teraz nie wiedział, jak naprawić swój błąd. Czy Hallie w ogóle
zechce z nim rozmawiać? Nie wiedział, nie znał jej przecież. Może jest obrażalska i
pamiętliwa? Choć raczej zdawało mu się, że ma szczodre serce i łatwo zapomina o
przykrościach i obrazach.
Uśmiechnął się do siebie i pokręcił głową. Złapał się na tym, że biegnąc, cały czas
myśli o Hallie. Nie o Mary Lynn. O Hallie.
Nie wiedział, złościć się czy cieszyć z tego powodu.
Wiedziony jakimś instynktownym odruchem, następnego ranka zatknął za
wycieraczkę jej samochodu kartkę z jednym słowem: PRZEPRASZAM, po czym czekał cały
dzień na odpowiedz.
Nic. %7ładnej reakcji. Pomyślał, że może nie zauważyła liściku, aż dzień pózniej znalazł
podobną karteczkę przy swoim aucie. Na niej również było tylko jedno słowo:
WYBACZAM.
Z uśmiechem schował list do kieszeni i pojechał do pracy. Todd od razu zauważył
zmianÄ™ nastroju przyjaciela.
- W dobrym dziś jesteś humorze. Steve nalał sobie kawy.
- Jak myślisz, co wypada dać kobiecie na przeprosiny, kwiaty czy czekoladki?
- Jakiej kobiecie?
- Nieważne. Kwiaty czy czekoladki? Todd zasępił się.
- Chodzi o tÄ™ twoja sÄ…siadkÄ™?
- SkÄ…d wiesz?
- Daj spokój, Steve, nie ma rozmowy, żebyś o niej nie wspomniał. Ciągle opowiadasz,
co śmiesznego zrobiła albo powiedziała. Czekam, kiedy wreszcie powiesz, że poszliście do
łóżka.
- Ja i Hallie?
- Tak. Ty i Hallie.
Mieliby zostać kochankami? Zastanowił się i pokręcił głową.
- Nie. Nic by z tego nie wyszło.
- Niby dlaczego nie?
- Cóż... - przychodziła mu do głowy długa lista wymówek - po pierwsze dlatego, że
ona szuka męża. Lubię ją, przyjaznię się z nią i nie myślę komplikować naszej znajomości.
- To marne tłumaczenie, jeśli chcesz znać moje zdanie.
- Nie chcę. Nie wiem, czy nasza przyjazń przetrwałaby, gdybyśmy poszli do łóżka. Po
co marnować wszystko przez seks?
- Ja patrzę na to inaczej. Przyjaciele często są najlepszymi kochankami. Seks umacnia
zażyłość.
- Może - Steve zgodził się dla świętego spokoju. - No więc jak, kwiaty czy
czekoladki?
- Kwiaty. Zdecydowanie kwiaty - odparł Todd. W drodze powrotnej do domu Steve
zatrzymał się
przy eleganckim sklepie. Kupił jedną czerwoną różę, pudełko czekoladek i butelkę
białego wina, omijając w ten sposób trudny wybór.
Wieczorem, z butelką w jednej dłoni, czekoladkami w drugiej i różą w zębach,
zadzwonił do drzwi Hallie. Powitała go śmiechem.
- Nadal się przyjaznimy? - zapytał, choć przecież znał dobrze jej odpowiedz.
Nie rozmawiali ledwie dwa czy trzy tygodnie, a jemu wydawało się, że upłynęły
miesiące. Teraz czuł ulgę, że ich stosunki zostały naprawione.
- Przepraszam, Hallie, nagadałem ci głupstw. Przykro mi - powiedział, odchrząkując.
Miał wrażenie, że jej warga lekko zadrżała, ale może mu się przywidziało.
- Miałeś rację. Ja też mówiłam w złości.
- No cóż, nie popisałem się wtedy. Wywaliłaś się, a ja poleciałem do Mary Lynn.
Słusznie się zezłościłaś.
- Zostawmy to już.
- Zostawmy. - Podał jej wino, czekoladki i różę.
- Dziękuję.
Pocałowała go leciutko, a on zatęsknił za długim, namiętnym pocałunkiem. Dziwił się
sobie, ale naprawdę pragnął wziąć ją w ramiona, przytulić mocno, poczuć jej ciało. Czuł krew
szybciej pulsującą w żyłach. %7łeby tylko nie stało się nic złego, napominał się w duchu, a gdy
Hallie zapytała, czy nie ma ochoty napić się wina na tarasie, z wdzięcznością przyjął jej
propozycję. Przyda mu się ożywczy, otrzezwiający wietrzyk.
- Spotykasz się z Billem Gatesem? - zagadnął, gdy już rozsiedli się wygodnie.
Nazwisko szefa Microsoftu, najbogatszego Amerykanina, miało być aluzją do drogiego
samochodu jej nowego amanta.
- Bill Gates jest żonaty - odparła krótko, nie mając ochoty wdawać się w szczegóły.
- To kto jezdzi tym BMW?
- Ach, masz na myśli Arnolda Vance'a. Poznałam go przez Twoją Randkę".
Spotkałeś go może?
- Nie. Kilka dni temu wyszedłem pobiegać i widziałem, jak podjeżdżał pod twój dom.
Kto to? -Wbrew własnej woli przyznawał się, że zżerała go ciekawość. - Sprawia wrażenie
idealnego kandydata na męża.
- Tak sądzisz? Arnold jest bardzo miły, ale między nami czegoś brakuje.
- I mimo to się z nim spotykasz? Pokiwała głową bez entuzjazmu.
- Jesteśmy umówieni na środę. Facet jest bez skazy, a przyprawia mnie o ziewanie. To
właśnie mnie złości.
Steve słuchał z poważną miną, lecz w duchu uśmiechał się od ucha do ucha. A więc
samochód nie czyni jeszcze człowieka.
- Donna ma ten sam problem. Spotyka się z jednym agentem od nieruchomości,
którego zna od lat. Wielkie pieniądze, super krawaty, ekstra wóz. I straszna nuda -
opowiadała Hallie.
- Ciekawe dlaczego.
- Gdybym wiedziała, nie siedziałabym tutaj i nie popijała z tobą wina.
- Brakowało ci mnie?
- Brakowało - powiedziała szczerze. - Robiłeś wszystko, żeby mnie unikać.
- To ty mnie unikałaś.
- Nie. Miałam tylko strasznie napięty rozkład zajęć, wychodziłam z domu o świcie.
Ale nie tylko brakowało mi ciebie, zżerały mnie też wyrzuty sumienia. Zadowolony? -
powiedziała z ciepłym uśmiechem, który rozgrzał mu serce.
- Ja czułem to samo - przyznał, rad, że rozmawiają szczerze.
Przez chwilę gawędzili o jakichś nieistotnych drobiazgach, w końcu pojawił się temat
wakacji.
- Wyjeżdżam na kilka dni w przyszłym tygodniu. Mógłbyś odbierać moją pocztę?
- Oczywiście - zaofiarował się Steve. Będzie odbierał pocztę, podlewał jej kwiaty i
tęsknił.
Upił kolejny łyk wina i spróbował spojrzeć na Hallie innym wzrokiem. Przypomniał
sobie, co Todd mówił kilka godzin wcześniej.
Kochankowie? On i Hallie?
Fakt, była atrakcyjna. Wpatrywał się w nią dłużej niż powinien. Na litość boską,
przecież to tylko Hallie, napominał się. Jego przyjaciółka i sąsiadka. Mówiła coś teraz, on zaś
słuchał jednym uchem, myślami bowiem był gdzie indziej. Na pewno nie na targach w San
Francisco, o których mu właśnie opowiadała. Ona mówiła, że ma zamiar tam pojechać, on
natomiast patrzył na nią uprzejmie i... widział rzeczy, których nie dostrzegał wcześniej.
Piękne usta. Nie ma takich żadna kobieta. Sposób w jaki zwilża je językiem... Szyja.
Nogi. Dłoń, smukłe palce jej dłoni...
- Mary Lynn wychodzi za mąż w tę niedzielę -wyrzucił z siebie niespodziewanie. Nie
wiedział, co go pchnęło do wypowiedzenia tych słów.
- Dobrze się czujesz, Steve? - zapytała łagodnie. Wzruszył ramionami.
- Nie mam wyboru. Muszę się z tym pogodzić.
- No tak... - Przez chwilę była zakłopotana. -A dzieci?
- Nieszczęśliwe, ale z czasem przywykną. Powiedziałem, żeby dały panu Dupkowi
szansÄ™.
- Steve!
- SÅ‚ucham?
- Nie nazwałeś chyba Kipa panem Dupkiem.
- Nie na głos - powiedział, po czym roześmiał się i podniósł oczy do nieba. - Mary
Lynn w łóżku z panem Dupkiem. Wyobrażasz sobie?
- Steve!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]