[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyjechała w chwili, gdy chory samodzielnie zaczerpnął
pierwszy, płytki haust powietrza. Przekazali pacjenta
sanitariuszom.
- Jadę z nimi do szpitala, to mój przyjaciel - usprawiedliwił
siÄ™ Luke. - Miriam jest w szoku, pojedzie z nami, ale potem
będę musiał się nią zająć.
- Oczywiście.
Luke ścisnął dłoń Julii i spojrzał jej w oczy.
- Nawet najlepiej zaplanowany wieczór...
- Nie przejmuj się tym. Cieszę się, że akurat tu byłeś i mogłeś
im pomóc jako lekarz i przyjaciel.
Czuła ulgę i jednocześnie żal, że ich wieczór tak się kończy.
- Podrzucę cię do domu, a jutro dokończymy rozmowę.
Skinęła głową.
- Julio?
- Tak?
- Wszystko ci wyjaśnię, obiecuję.
- Dobrze.
Dotknął jej policzka. W jego głosie i gestach nie było już
chłodu. Znów nabrała nadziei.
Droga do Princes nie trwała długo. Luke zatrzymał się przed
domem Julii. Odpięła pas.
- Dziękuję za pomoc, Julio. Nie poradziłbym sobie bez ciebie.
Jesteś piękną kobietą i wspaniałą pielęgniarką. Pamiętaj o tym.
RS
133
Pochylił się i pocałował ją delikatnie w usta. Gdy tylko
wysiadła, zwolnił hamulec i ruszył z piskiem opon.
- Dobranoc, ukochany - szepnęła w ciemnościach.
Mimo trwającego na dole przyjęcia i zamętu w głowie, Julia
spała dobrze i spokojnie. Gdy się obudziła, świtało. W żołądku
poczuła nerwowy ucisk. Tak czy owak, dzisiejszy dzień będzie
wyjÄ…tkowy. Jak zwykle spotka siÄ™ z Lukiem w pracy. A potem?
Jak zakończy się ten wieczór?
Rozsunęła zasłony. Za oknem było szaro i mglisto. Drzewa i
resztę pozostałych na nich liści pokrywała wilgoć. Podjazdu pod
dom niemal nie było widać. Taka pogoda nie zapowiada
spokojnego dnia, ale pomoże jej zapomnieć o własnych
kłopotach.
Zadzwonił telefon. Wiedziała, że to Luke.
- Julio, jak się czujesz? - spytał, natychmiast poprawiając jej
nastrój.
- Dobrze, a ty?
- W porzÄ…dku.
- Jak twój przyjaciel?
- Leży na intensywnej terapii. Opiekuje się nim Gregory
Hurst. Cliff nie mógł trafić w lepsze ręce. Miriam prosiła, żeby
ci podziękować za pomoc.
- Miło mi.
W słuchawce zapadła cisza.
- Spotkamy siÄ™ w pracy. Dzisiejsza pogoda zapowiada sporo
wypadków. Do zobaczenia, jedz ostrożnie.
- Przecież mam blisko.
- Mimo wszystko uważaj.
- Ty też. Cześć.
- Cześć. - Odłożył słuchawkę.
Krótka, konkretna rozmowa. Jednak jego troska dobrze
wróży. Mógłby co prawda powiedzieć coś osobistego, ale
wczesny ranek to nie pora na takie rozmowy. MuszÄ… z tym
poczekać.
RS
134
Szykując się do wyjścia, usłyszała sygnał karetek. Zaczęło
się, pomyślała.
Od chwili przyjazdu do szpitala miała mnóstwo pracy.
Wkrótce potem zjawił się i Luke, ale nie mieli czasu wymienić
nic poza badawczymi spojrzeniami. Dopiero o trzeciej po
południu karetki przestały przywozić rannych z wypadków.
Najgorsze były zawsze wypadki na autostradzie. Szybkość
poruszających się samochodów powodowała poważne
uszkodzenia i urazy u pasażerów. Przywieziono też dwoje
staruszków, którzy pośliznęli się na śliskim chodniku, łamiąc
sobie ręce i nogi. Opatrywano także dziecko, które
niespodziewanie wybiegło wprost pod nadjeżdżający we mgle
samochód. Kierowca dotąd nie mógł otrząsnąć się z szoku.
Julia zażądała dodatkowej pomocy na oddziale. Przysłano jej
młodszego asystenta i lekarza z oddziału rehabilitacji,
Guya Lloyda. Obaj ciężko pracowali. Za zgodą Luke'a po
południu Julia wysłała ich na krótki odpoczynek. Po ich
powrocie oddziałowi lekarze i pielęgniarki mogli także chwilę
odpocząć.
John Peak wyszedł zza parawanu, gdzie leżała dziewczynka
potrącona przez samochód. Za moment miała być przewieziona
na intensywną terapię. John był wyraznie zmęczony i
przygnębiony, jak zawsze, gdy przywożono ofiary wypadków,
których przy odrobinie rozwagi można było uniknąć.
- Istne morze krwi - powiedział.
- Czy wyjdzie z tego? - spytała Julia. John pokręcił głową.
- Nawet jeśli tak, to zostanie kaleką do końca życia. -Zdarł z
dłoni rękawiczki. - Idę się przewietrzyć - oznajmił.
- Kanapki i napoje czekają w moim pokoju! - krzyknęła za
nim Julia.
Dał ręką znak, że usłyszał.
Zza następnego przepierzenia wyszedł Luke.
- Miła starsza kobieta z ostatniego wypadku. Obrażenia
niezbyt poważne - zranienia, siniaki i szok. Jej mąż jest w
RS
135
podobnym stanie. Oboje szybko z tego wyjdą. - Uśmiechnął się
do Imeldy, a potem do Julii, na której zatrzymał wzrok. - Cóż,
siostro, czy udało ci się, jak zwykle, przygotować coś dla nas,
czy mamy zacząć plądrować inne oddziały?
- Doktorze Steel, jedzenie jest w moim gabinecie - odparła. W
obecności Imeldy postanowiła się powstrzymać od osobistych
rozmów. - Może razem z doktor Robbins zaczniecie jeść?
Sprawdzę tylko moje pielęgniarki i dołączę do was.
- Jedzenie, kochane jedzenie! - ucieszyła się Imelda i ruszyła
do pokoju.
Luke przytrzymał Julię za ramię i spojrzał jej głęboko w oczy.
W pobliżu nie było nikogo.
- Przyjdziesz, prawda? Chcę się umówić na wieczór.
Spotkajmy się u ciebie albo u mnie, żebyśmy mogli spokojnie
porozmawiać.
Julia skinęła głową. Czuła niespokojne bicie serca, wyschły
jej wargi. Nie mogła się odezwać.
Zdecydowała się na swoje mieszkanie. Będzie się czuła
pewniej, cokolwiek Luke ma jej do powiedzenia.
O ósmej Julię, Imeldę i Luke'a miała zastąpić nocna zmiana.
Jednak chwilę przed tym przywieziono starszą parę, państwa
Kent, oraz ich dwoje wnucząt. W ich mieszkaniu wybuchł pożar
spowodowany nieszczelnym piecykiem gazowym. Państwo
Kent ulegli zatruciu, dzieci na szczęście były tylko w lekkim
szoku.
Julia i Luke skończyli udzielanie pomocy dopiero przed
dziewiątą. Pomimo ochronnych fartuchów i rękawiczek byli
ubrudzeni sadzą. Julia zmartwiła się, że zapach spalenizny
trudno będzie usunąć z ubrania i włosów. Oboje weszli do jej
gabinetu, gdzie siedziała siostra z nocnej zmiany, Polly Peters.
- Dobry wieczór - powitała ich. - Biedacy, jesteście pewnie
wykończeni. Ależ wyglądacie! I ten zapach. - Skrzywiła się.
RS
136
- Polly, przestań gadać i nalej nam kawy - powiedziała Julia,
siadając ciężko w fotelu. - Nasz szanowny szef potrzebuje
swojej dawki kofeiny.
- Już się robi, sir - roześmiała się Polly Peters. Podała im
kubki z kawą. - Teraz idę na obchód. Jeśli coś się wydarzy,
zostaw mi informacjÄ™ w zeszycie, Julio.
W pokoju zapadła cisza. Julia i Luke w milczeniu popijali
gorący płyn. Delektowali się spokojem i tym, że byli tylko we
dwoje. Julia zaczęła coś pisać w notatniku Polly. Pierwszy
odezwał się Luke.
- Czy już skończyłaś?
- Tak.
- Zwietnie. Ja siądę do raportu jutro. Julio, czy wciąż chcesz
ze mną porozmawiać?
- Tak, chcę. Nie zniosę dłużej tej niepewności. Obojgu nam
przydałaby się teraz długa kąpiel, ale jestem gotowa wziąć tylko
szybki prysznic, żebyśmy mogli jak najszybciej pojechać do
mnie.
- Wolałbym u mnie. Nikt nam nie będzie przeszkadzał. -
Widocznie zapomniał, że wcześniej dał jej wybór. - A jeśli
chodzi o prysznic, to mam bardzo przestronną kabinę, z której
możesz skorzystać.
Nie było sensu się spierać. U niego było spokojniej.
- Dobrze, jedziemy do Thatches.
- Pójdę tylko po swoje rzeczy. Spotkamy się za dziesięć
minut.
Pół godziny pózniej podjechali pod dom Luke'a. W świetle
księżyca i kilku gwiazd dom wyglądał niezwykle romantycznie.
- Proszę, rozgość się. - Wpuścił ją do środka. - Naleję sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]