[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się donośnym echem. - Co ty wygadujesz? Wychowałem prawdziwego idiotę.
Na pozór wydawało się to całkiem niemożliwe, a jednak.
- Ja... - Simon chciał coś powiedzieć, ale ojciec mu na to nie pozwolił.
- Poślubiłeś najpiękniejszą, najwierniejszą i najodważniejszą kobietę w
całym królestwie. A teraz, głupcze, chcesz się jej pozbyć?! - Fulwar na chwilę
zapanował nad swoim głosem, ale po chwili znów zaczął krzyczeć. Jakiś kos,
siedzący na pobliskim dębie, zaskrzeczał głośno, jakby odpowiadał na wrzaski
hrabiego. - Chcesz, żeby żona ci zaufała?
Fulwar walnął pięścią w ławkę.
- A co takiego zrobiła wtedy w lesie, gdy powierzyła ci księżniczkę? Kto
miał odesłać dziecko do ojca? Kto, jak nie ty, głupi niedowiarku?
Simon siedział z niewzruszoną miną. Nie był już małym chłopcem i od
dawna nie bał się porywczego ojca. Coś jednak podpowiadało mu, że tym razem
Fulwar tak łatwo nie da za wygraną.
- Mogła mi to powiedzieć wcześniej - mruknął. - Mogła od razu przyznać,
że księżniczka ukrywa się właśnie w Grafton. Na dobrą sprawę, po co
przemycała dziecko za moimi plecami? Co jej z tego przyszło?
- Wierutne bzdury! - z odrazą parsknął Fulwar. - Chciała dochować
tajemnicy, którą powierzył jej umierający ojciec!
- Tak czy inaczej, oszukała mnie. - Simon mocno zacisnął usta. Wciąż nie
zgadzał się ze swoim ojcem. Przecież po ślubie miał nadzieję, że Anne kocha go
na tyle mocno, aby podzielić się z nim każdą tajemnicą. %7łe wspólnie będą
podejmować wszystkie najważniejsze życiowe decyzje. Był rozczarowany jej
postępowaniem.
- Gadasz głupstwa - krótko oznajmił Fulwar.
Przez chwilę siedział w milczeniu, a potem gwałtownie odwrócił się w
stronę syna.
- Powiedz mi tak zupełnie szczerze... A gdyby Anne przyszła do ciebie
tuż przed ślubem i powiedziała ci, że w Grafton przebywa księżniczka Elżbieta,
to co byś wtedy zrobił? No, słucham?! Może odesłałbyś ją do Karola? Zrobiłbyś
to? Odpowiadaj!
Simon nie odzywał się przez kilka sekund. W pierwszym momencie
uniósł się honorem i chciał potwierdzić, że na pewno wysłałby Elżbietę do
Oksfordu. Zamierzał ojcu udowodnić, że ma swój własny rozum i nie zawsze
działa w zgodzie z racją polityczną. Ale już po chwili opadły go pewne
wątpliwości. Pierwszy raz spokojnie zastanowił się nad sobą i już nie był tak
zupełnie pewny, co zrobiłby wtedy z Elżbietą. Może postąpiłby inaczej? A może
to dopiero widok rannej żony obudził w nim litość dla królewskiej córki?
Przecież w tych niespokojnych czasach księżniczka była dla wielu cenniejsza
niż transport złota. Na dobrą sprawę mógłby uznać, że decyzja należy do jego
zwierzchników, i odesłać dziewczynkę do Cromwella.
Był zmęczony. Powolnym ruchem potarł czoło. W głowie kręciło mu się
od natłoku myśli. Wiedział, że sam, z własnej woli, nigdy by nie skrzywdził
małego dziecka,ale przecież nie mógł odmówić wykonania rozkazu. Jego
dowódcy chcieli wykorzystać księżniczkę jako kartę-przetargową w
negocjacjach z królem. Co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości.
Zarówno Cromwell, jak i Fairfax byli na niego wściekli, kiedy na własną rękę
odesłał Elżbietę do Oksfordu.
Fulwar bacznie przyglądał mu się spod oka.
- No i co? - zapytał grubym głosem.
- Chyba... odesłałbym ją do króla - w końcu odpowiedział Simon.
- Tak też myślałem - opryskliwie zgodził się Fulwar. -Ale z pewnością
zdajesz sobie sprawę, że byłoby to bardzo trudne. Anne nie mogła podjąć
takiego ryzyka. Nie rozumiesz tego? Przecież ta dziewczyna nie jest Duchem
Zwiętym! Skąd miała wiedzieć, jak postąpisz na wieść o księżniczce?
Zapadła cisza.
- Możesz mi wierzyć, że to była najtrudniejsza decyzja w jej życiu - nieco
spokojniej powiedział Fulwar. - Jeśli nawet uważasz, że postąpiła zle, to musisz
przyznać, że wykazała się niezwykłą odwagą.
Simon wciąż milczał. Poczuł, jak wzbiera w nim zaciekła złość,
zmieszana z jakimś dziwnym strachem. Bał się, że rana w jego sercu nigdy się
nie zagoi i że na zawsze straci ukochaną Anne.
Fulwar chrząknął głośno.
- Jak myślisz, co czułaby lady Anne, gdybyś odesłał księżniczkę
Fairfaksowi do Londynu? - zapytał.
Simon wbił wzrok w rosnące nieopodal starannie przycięte krzewy.
- Na pewno nigdy by mi tego nie wybaczyła - odparł głucho.
- I tu się mylisz! - zawołał Fulwar. - Wybaczyłaby, bo cię kocha. Ale ty
postanowiłeś złamać jej serce.
Znów tak mocno uderzył ręką w ławkę, że aż zatrzeszczało wyschnięte
drewno.
- Nie chcę więcej słuchać tych bzdur, chłopcze! Twoja żona ma w sobie
więcej odwagi niż cały batalion żołnierzy. Kocha cię i uratowała twoje nędzne
życie. A ty siedzisz tu i żalisz się na brak zaufania! - Parsknął z nieukrywaną
drwiną. - Dobrze ci radzę, wracaj do Grafton. A kiedy już się pogodzisz z żoną,
sprowadz ją do mnie. Chcę jej pogratulować i podziękować, że ocaliła obu
moich synów.
Zaczesał dłonią gęste siwe włosy.
- Gdybym był młodszy, sam bym się do niej wybrał. Popatrzył na Simona
spod oka.
- Wie, że tutaj jesteś?
- Wysłałem meldunek - odparł Simon.
- Meldunek! - krzyknął Fulwar. - Na Boga, zaraz stracę cierpliwość! Jedz
do domu!
- Dobrze, ojcze - powiedział Simon. Podniósł się ociężale, bo lekkie
obrażenia, jakich doznał w bitwie pod Naseby, wciąż dawały mu się we znaki. -
Porozmawiam z nią.
- Porozmawiasz?! - Fulwar wyglądał na zgorszonego. -.-Ja tu czekam na
wnuki, a ty, głupcze, prawisz mi coś o rozmowie?
Simon nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]