[ Pobierz całość w formacie PDF ]

położył ją na stole obok talerza.
Terk nalał do kawy śmietanki i wolno zamieszał.
- Już prawie wszystko spłaciłem - powiedział.
- Jestem tego świadom. - Eben wykrzywił wargi. - Mówisz to tak
jakbym był okrutny. Nasze małe umowy były uzgodnione przez nas
obu, jeśli mnie pamięć nie myli.
- Nie pieprz, Towers. Wiesz, że musiałem się na wszystko zgodzić.
- Zwietnie, ale teraz nie ma to żadnego znaczenia. Wkrótce
będziesz wolny, Terk. Zastanawiam się, czy będziesz wiedział, co z
tym zrobić.
- Twoja troska jest wzruszająca. Nie zapomnij czasem twojej części
umowy.
- Czy byłbym aż taki podły?
Terkowi zrobiło się niedobrze. Czy byłby?
Nie było najmniejszej wątpliwości, że tak. Wiedział, że Terk może
go oszukać i zabezpieczył się. Towers myślał, że trzyma wszystkie
karty. Może kiedyś tak było, ale teraz Terk wyciągnął od niego asa
z jednej talii i kiedy przyjdzie na to czas, użyje go z
przyjemnością.
W piątki było w piekarni zazwyczaj najwięcej roboty, a ten nie był
żadnym wyjątkiem. Sklep był pełen klientek. Plotkowały,
przekrzykując się, a ich wysokie głosy mieszały się z brzękiem
kasy i ciągłym szmerem maszynki do krojenia chleba. Rose Sheldon
stała w środku i nadzorowała dwie ekspedientki. Jennifer była w
sklepie od piętnastu minut, aż wreszcie ją zauważyła.
- O mój Boże! Co za niespodzianka - zapiszczała głośno. - Długo tu
jesteÅ›?
- Od trzech dni. - Jennifer przywitała się z matką.
- Jak się przekomarza! Pokaż się, jak wyglądasz. - Obróciła
Jennifer i przyjrzała się jej z aprobatą.
- Pani Feinstein, pamięta pani moją Jennifer? Czy nie wygląda
kapitalnie? Jest teraz grubą rybą. Właściwie to ona prowadzi
magazyn Jolie.
Pani Feinstein skinęła głową i mruknęła, że Jennifer była ładnym
dzieckiem, po czym poprosiła o pół tuzina bułek.
- No jak przyjęcie? - spytała Rose. Rozmawiała z Jennifer, ale w
tym samym czasie zdążyła odpowiedzieć na pytanie ekspedientce i
nakłonić potężną Polkę, żeby kupiła więcej bułek, niż
potrzebowała.
- To niewiarygodne. Nie mogę się doczekać, żeby ci o tym
opowiedzieć.
- Może ciastko z kremem? - Rose zwróciła się do pani Feinstein. -
Jak byłaś ubrana?
Jennifer nawet nie próbowała na to odpowiedzieć. Odeszła na bok i
obserwowała wszystko w zamyśleniu. Ta scena wydawała się jej
znajoma. Było pocieszające, że nic się nie zmieniło. Jej życie
ulegało ciągłym zmianom, lecz to miejsce i ta kobieta za ladą
pozostawały bez zmiany.
- Czekam, aż mi opowiesz, jak było wczoraj wieczorem.
Głos Rose wystraszył ją. Zarumieniła się.
- Idziemy na śniadanie - powiedziała stanowczo. - Porozmawiamy
pózniej.
- Ale dziÅ› jest piÄ…tek.
- To zależy, jak na to spojrzeć. - Jennifer zdjęła z haka płaszcz
matki. - Dla mnie to dzień po czwartku.
Kilka osób przystanęło, żeby posłuchać. Nawet Natalie, asystentka
Rose od ponad piętnastu lat, zaryzykowała gniew pracodawczyni,
odrywając się od klientów, żeby zachęcić Jennifer.
- Ogromnie bym chciała, kochanie - Rose powiedziała cukierkowo
słodkim tonem - ale nie mogę.
Rose spojrzała na Jennifer, dając jej do zrozumienia, jak bardzo
by chciała.
Jennifer weszła za ladę i narzuciła jej płaszcz na ramiona.
- Uważam, że czasami matki i córki powinny spędzić trochę czasu ze
sobą. - Zaczęła popychać Rose w kierunku wyjścia. Jennifer
wyprowadziła opierającą się Rose na ulicę do najbliższego baru.
Zanim usiadły i zamówiły śniadanie, Rose przestała już tak
protestować.
- No i co, nie jest tu przyjemnie? - spytała Jennifer.
- Jest nawet bardzo miło, ale nie sprawdziłam, czy tatuś wykonał
wszystkie zamówienia.
- Przestań jęczeć. Na pewno tak. A poza tym co to za różnica, jaki
jest dzisiaj dzień. Nie jadłyśmy razem śniadania od wieków i na
złość tobie, podoba mi się to.
Rose uśmiechnęła się, a Jennifer poczuła się nagrodzona.
- W zasadzie zdecydowałam, że będziemy robiły to częściej.
- Zwietnie: We wtorki, gdy sklep jest zamknięty.
Jennifer jęknęła.
- Mamo - mówiła cierpliwie. - Nie zauważyłaś, że ja też nie jestem
w pracy? Jeśli ja mogę mieć wolne rano, to ty na pewno też. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl