[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pieniądze na cukierki. Słuchałam tego z zazdrością.
Zbliżało się Boże Narodzenie. Babka spotkała mamę na ulicy i powiedziała, żeby przysłała
którejś z dzieci po prezent. Mama zadecydowała, że to ja do niej pójdę. Cieszyliśmy się bardzo.
Babka mieszkała w starym domu, na pierwszym piętrze. Gdy wchodziło się na klatkę schodową,
czuć było intensywny zapach pasty do podłogi. Mieszkanie babki było wypielęgnowane aż do
przesady. Z lekką tremą weszłam na górę. Babka otworzyła mi drzwi i od razu kazała zejść do
garażu, ponieważ  dziadek coś tam dla nas ma". Drzwi garażu były otwarte. Nieśmiało weszłam do
środka i zobaczyłam dziadka z zakurzonym pudełkiem choinkowych bombek w rękach. Wzorki na
bombkach już dawno się wytarły Stanęłam jak wryta. Nigdy nie widziałam takich starych i
brzydkich bombek. Dziadek próbował coś z nimi zrobić -przecierał je brudną szmatką. Nie
przypuszczałam, że robi to z myślą o mnie. Byłam zdziwiona, że takie ohydne bombki będzie
wieszał na choince. Byliśmy o wiele biedniejsi, ale nasze bombki były ładniejsze. %7łal mi się go
zrobiło, a dziadek ku mojemu zaskoczeniu wyciągnął do mnie rękę z pudełkiem i swoim grubym
głosem powiedział, że to jest ten obiecany prezent. Było mi wstyd. Przypomniałam sobie, że w
zeszłym roku wyrzuciliśmy na śmietnik bombki w o wiele lepszym stanie. Grzecznie
podziękowałam, wzięłam pod pachę pudełko i poszłam do domu. Przez całą drogę zastanawiałam
się, jak mam w domu pokazać ten prezent od dziadka. Wszyscy domownicy czekali na mnie w
napięciu. Delikatnie, żeby nie potłuc, wyjmowałam po kolei bombki i kładłam na stół. Tata patrzył
zaciekawiony a potem z coraz większą odrazą.
Widok bombek doprowadził go do wściekłości. Zrobił mamie awanturę. Klął w żywy kamień
najpierw babkę, starą wiedzmę, potem dziadka, starego sknerusa, a następnie wyzywał od
najgorszych mamę, że ma takich wstrętnych rodziców. Na koniec kazał mi zabrać wszystkie
bombki i zanieść je im z powrotem. Wzięłam pudełko i wyszłam z domu. Powłóczyłam się trochę
po mieście i w końcu wyrzuciłam je do kosza. W domu skłamałam, że oddałam bombki dziadkowi.
Nigdy więcej nie wzięłam od nich żadnego prezentu.
Od najmłodszych lat nienawidziłam wszelkich świąt i uroczystości, ponieważ była to okazja do
rodzinnych spotkań, a ja oprócz mamy nie lubiłam właściwie nikogo. Wyjątkowo przykre były dla
mnie święta Bożego Narodzenia. Jak każda katolicka rodzina, dzieliliśmy się opłatkiem.
Składaliśmy sobie świąteczne życzenia, padając sobie w ramiona. I tak co roku. Starałam się, na ile
to było możliwe, odwlec ten przykry moment. Nie chciałam dzielić się opłatkiem z tatą, a tym
bardziej go całować. Znowu czułam jego twardy zarost i oślizgły język. Sama myśl dzielenia się z
nim opłatkiem i całowania go była ohydna. Musiałam sobie jednak z tym jakoś radzić. Nikt nie
mógł się zorientować, co naprawdę czuję. Wchodziłam sztywna do pokoju, gdzie stał stół
zastawiony wigilijnymi potrawami i czekał śmiejący się i żartujący tatuś. Starałam się go nie
zauważać. On jednak zawsze upomniał się o życzenia. Mdliło mnie. Nie słyszałam, czego mi życzy,
bo było to tak samo wstrętne i obłudne jak on sam. Potem musiałam przy wszystkich go pocałować.
Zasiadaliśmy z całą rodziną do wigilijnego stołu, a ja wciąż grałam wyuczoną rolę.
Okres świąt był przykry jeszcze z innego powodu. Wszyscy byliśmy świadomi, że tatuś w
pierwszy, a najpózniej w drugi dzień świąt spije się jak świnia i będzie się awanturował lub
molestował nas seksualnie. To była nasza rodzinna świąteczna tradycja. Inne dzieci dostawały
prezenty, śpiewały kolędy przy choince, chodziły z rodzicami na świąteczne spacery, a my
drżeliśmy ze strachu, co nasz tatuś tym razem wywinie. Kiedyś wbrew zwyczajowi przyszedł do
domu zalany już w Wigilię. Przyjechała wtedy do nas siostra taty i idąc z dworca, widziała przed
sobą zataczającego się pijaka. Pomyślała sobie: Biedna żona, ale będzie miała smutne święta. Pijak
skręcił do naszego domu. Czekaliśmy tylko na tatusia, żeby zasiąść do stołu, który tego dnia był
suto zastawiony. Staraliśmy się, jak zwykle przy takiej okazji, pięknie go udekorować. Tata ledwo
trzymał się na nogach.
Tego dnia miał czym rzucać po ścianach, bo zgodnie z tradycją potraw na stole było aż
dwanaście!
Zwięta wielkanocne o tyle były lepsze od Bożego Narodzenia, że nie trzeba było dzielić się
opłatkiem i całować tatusia. A zawsze rytuał był ten sam. Tatuś szedł do spowiedzi, święcić jajka, a
potem zaczynał chlać wcześniej przygotowaną wódkę. Sprowadzał po znajomości zdzbła trawy
żubrowej, mieszał to z cukrem i spirytusem z Peweksu za dewizy od cioci. Robił to z wyjątkowym
pietyzmem. Cała rodzina brała w tym udział. Wszyscy kosztowaliśmy przyrządzoną przez ojca
miksturę. Nie bardzo nam smakowała, ale dla własnego dobra zachwalaliśmy. Tatuś był wyraznie
zadowolony i cieszył się razem z nami. Kiedy przychodził pierwszy dzień świąt, szliśmy wszyscy
do kościoła, a po obiedzie zaczynało się picie. Przeważnie ktoś przychodził i tatuś miał okazję się
nachlać. I tak zaczynał się coroczny koszmar. Był naszym władcą i od niego zależało, czy tego dnia
będziemy spać spokojnie, czy uciekniemy do ciotki, czy mama ucieknie sama i zostawi mu nas na
pożarcie.
Pamiętam, jak w drugi dzień świąt na śmigus-dyngus tatuś leżał w swoim barłogu. Koledzy nie
lubili mojego brata i postanowili dać mu nauczkę. Z pełnym wiadrem wody ruszyli za nim w
pogoń. Sławek wpadł do mieszkania, nie zamykając za sobą drzwi, a chłopiec trzymający wiadro
chlusnął wodą w jego kierunku. Zdążył uskoczyć i cała zawartość
wiadra wylądowała na głowie tatusia. Zaskoczony tatuś natychmiast wytrzezwiał, stanął na równe
nogi i zaczął ciskać przekleństwa. Próbował dopaść winowajców, ale nie było to możliwe,
ponieważ miał na sobie tylko brzydkie szare kalesony i dziurawą koszulkę. Wrzeszczał na brata,
który zwalał całą winę na kolegów. W końcu dał się udobruchać. Wtedy bez strachu mogłam mu się
przyjrzeć. Przypominał mokrego szczura. Chciało mi się śmiać, gdy widziałam jego zlepione w
strąki włosy i mokre łóżko. Byl pokonany Stał wściekły i bezsilny jak mały chłopczyk. Rzadko go
takiego widziałam.
W naszym domu miały też miejsce inne śmieszne sytuacje kompromitujące naszego tatę. Wtedy
przestawał być dla nas grozny. Aż miło było popatrzeć, że jest głupszy od nas.
Pewnego razu, kiedy wszyscy byliśmy w domu, ojciec poszedł do łazienki. Nie było go dłuższą
chwilę. Wtem rozległ się okropny wrzask. Myśleliśmy, że zdarzył się jakiś poważny wypadek.
Pierwszy raz słyszeliśmy, żeby darł się tak przerazliwie. Cała rodzina wpadła do łazienki, chcąc
ratować ojca. Tymczasem on stał przed lustrem i przecierał przekrwione i mocno łzawiące oczy Nie
wiedzieliśmy, co się stało, bo nie pozwolił do siebie dojść, wrzeszcząc jak zarzynane prosię.
Siostra, zawsze trzezwo myśląca, dopadła go i zaczęła przemywać mu oczy letnią wodą. Tacie
musiało to sprawić ulgę, bo po chwili ucichł. Wtedy mogliśmy dokładnie obejrzeć jego oczy i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl