[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nic więcej, tylko moje imię.
Czy ty da lej& Chcesz mnie. Myślisz o mnie. Pra gniesz mnie.
Tak od parł szorst ko. Tak, ja da lej.
A po tem zno wu się całowa liśmy.
Mu sie liśmy usłyszeć jakiś dzwięk, po nie waż obo je jed no cześnie unieśliśmy głowy.
Od sko czy liśmy od sie bie, po nie waż Con rad stał przy sa mo cho dzie i pa trzył na nas.
Jego twarz była całkiem biała.
Nie prze szka dzajcie so bie po wie dział. Nie po winie nem wam prze ry wać.
Odwrócił się sztywno i poszedł. Jeremi i ja popatrzyliśmy na siebie w milczeniu pełnym grozy. W następnej chwili
moja ręka zna lazła klamkę drzwi i wy sko czyłam na zewnątrz. Na wet się nie obejrzałam.
Pobiegłam za nim, wołając go po imieniu, ale Conrad się nie odwrócił. Złapałam go za rękę, a kiedy popatrzył
w końcu na mnie, w jego oczach było tyle nienawiści, że aż drgnęłam. A jednak czy do pewnego stopnia nie tego
właśnie sobie życzyłam? Zranić go tak bardzo, jak on zranił mnie? A może zmusić go, żeby poczuł do mnie coś
in ne go niż litość albo obojętność. Zmu sić go, żeby coś po czuł. Co kolwiek.
Czy li te raz ko chasz Je re mie go?
Chciał, żeby to zabrzmiało sarkastycznie i okrutnie. I tak zabrzmiało, ale był w tym także ból. Jakby obchodziło go,
co od po wiem.
To spra wiło, że po czułam sa tys fakcję, a jed no cześnie żal.
Nie wiem po wie działam. Czy to ci robi jakąś różnicę?
Popatrzył na mnie, a potem pochylił się i dotknął wisiorka na mojej szyi. Tego samego, który przez cały dzień
nosiłam pod bluzką.
Sko ro ko chasz Je re mie go, to dla cze go no sisz mój na szyjnik?
Zwilżyłam war gi.
Zna lazłam go, kie dy pa ko wa liśmy two je rze czy w aka de miku. To nic nie zna czy.
Wiesz, co to zna czy.
Potrząsnęłam głową.
Nie wiem.
Oczywiście wiedziałam. Pamiętałam, jak tłumaczył mi pojęcie nieskończoności, czegoś niezmierzonego, gdy jedna
chwila prze cho dzi w drugą. Kupił mi ten na szyjnik, wiedząc, co sym bo lizu je.
W ta kim ra zie od daj mi go.
Wyciągnął do mnie dłoń i zo ba czyłam, że ręka mu drży.
Nie po wie działam.
Nie należy do cie bie. Nig dy ci go nie dałem. Sama go so bie wzięłaś.
Wtedy w końcu do mnie dotarło. W końcu zrozumiałam. Nie liczyło się to, co ktoś myślał. Liczyło się to, co robił,
w jaki sposób okazywał to drugiej osobie. Same ukrywane uczucia nie wystarczały, w każdym razie nie teraz i nie dla
mnie. Nie wystarczyło wiedzieć, że gdzieś w głębi duszy Conrad mnie kocha. Musiał to powiedzieć na głos, okazać, że
naprawdę mu zależy. A on po prostu tego nie zrobił. Przynajmniej nie w wystarczającym stopniu. Czułam, że czeka,
aż zacznę się z nim kłócić, protestować, prosić, ale nie zrobiłam niczego takiego. Chyba przez całą wieczność
zmagałam się z naszyjnikiem, próbując otworzyć zapięcie na karku. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że mnie także
trzęsły się ręce. W końcu roz pięłam łańcu szek i oddałam mu go.
Przez króciutką chwilę na jego twarzy odmalowało się zdumienie, ale jak zawsze błyskawicznie stłumił wszystkie
emo cje. Może tylko mi się wy da wało, że go to obeszło.
Wsa dził na szyjnik do kie sze ni.
No, ucie kaj już po wie dział.
Po nie waż się nie ru szyłam, powtórzył ostrzej:
Idz stÄ…d!
Czułam się jak za ko rze nio ne głęboko drze wo, jak bym miała spa ra liżowa ne sto py.
Idz do Je re mie go, to jemu na to bie zależy po wie dział Con rad. Mnie nie. Nig dy cie bie nie po trze bo wałem.
Po ty kając się, rzu ciłam się do uciecz ki.
roz dział czter dzie sty dru gi
Nie od razu wróciłam do samochodu, ponieważ każda decyzja wydawała się w tym momencie niemożliwa do
podjęcia. Jak miałabym spojrzeć w oczy Jeremiemu po tym, co właśnie zaszło? Po tym, jak się całowaliśmy i jak
pobiegłam za Conradem? Mój mózg wirował wśród milionów dróg. Ciągle dotykałam ust. Potem dotknęłam
obojczyka w miejscu, gdzie spoczywał wcześniej naszyjnik. Wędrowałam po kampusie, ale w końcu skierowałam się
z powrotem do samochodu. Co mi pozostawało? Nie mogłam po prostu zniknąć, nie mówiąc nikomu. Poza tym i tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]