[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Missouri, w kraju Osagów lub Kiowa, znajdziesz
przyjazne tipi. Ale gdy choć jedno słowo zdrady wypłynie z twoich warg, zginiesz! Hugh!
Grobowa cisza zaległa płac. Dobry Strzelec otworzył usta chciał coś powiedzieć, zobaczywszy jednak
wbite w siebie czarne, przenikliwe zrenice Tecumseha, w milczeniu opuścił Radę Starszych. Wszedł w
tłum wojowników. Pytał, kto chce z nim opuścić wioskę. Nikt mu nie odpowiadał. Ruszył więc do swego
wigwamu.
A na Placu Rady wstał z kręgu siedzących smukły Przyjaciela Zwierząt i podjął godło Związku Oporu.
Za jego przykładem poszli inni.
Kiedy ostatni wódz złożył krwią uświęcone zaślubiny z ziemią ojców i Związkiem Oporu, wstał
Tecumseh. Widać było, że jest przekonany o słuszności planów, choć zdaje sobie sprawę z powagi
sytuacji, w jakiej znalezli się czerwonoskórzy.
Bracia  powiedział z mocą  oto rozpoczynamy trudne
dzieło odnowy. Podejmujemy wielki czyn, który przyniesie szczęście czerwonym plemionom. Stolicą
naszego Związku Oporu czynię zródła Tippecanoe. Tam powstanie Niezdobyte Miasto Wielkiego
Ducha...
Jeszcze długo radzili nad organizacją wolnościowego ruchu, zobowiązali się wrócić do indiańskich
obyczajów oraz pod żadnym pozorem nie sprzedawać białym ziemi ani nic od nich nie kupować  z
wyjątkiem strzelb, ołowiu, prochu, siekier i noży. Słońce przetoczyło się już dawno przez szczyt nieba,
gdy mieszkańcy wsi Szawanezów zasiedli do uczty. Była to uroczysta biesiada, bowiem rozpoczynała
nowy rozdział dziejów czerwonoskórych plemion nad Wabash River.
INTRYGI TRAMPW
W dwa dni pózniej Ryszard Kos wyruszył do Vincennes, aby złożyć rezygnację z dalszej służby
leśnego kuriera armii amerykańskiej. Chciał tę sprawę załatwić formalnie. Lubił jasne sytuacje. Mógł
wprawdzie nie pojawić się więcej w Vincennes i wieść życie wolnego trapera, bo angaż zawarty z nim
przed dwoma laty wygasał. Ryszard jednak wolał osobiście złożyć gubernatorowi Harrisonowi meldunek
o ostatnich zajściach. Ograbiony na leśnej polanie z powierzonej w Detroit listowej przesyłki, obawiał
się, że może być posądzony o dezercję lub zdradę.
Z Kosem wyruszyło pięciu Szawanezów, którzy mieli dokonać zakupu broni. Wiezli ze sobą spore
ilości świetnie wygarbowanych skórek dzikich zwierząt oraz pokazną sumę pieniędzy. Ryszard był
zdumiony, gdy Tecumseh ze skrytki w swoim wigwamie wydobył plik amerykańskich i angielskich
banknotów.
 To zdobycz spod Zapory z Pni  wyjaśnił wódz.  Tecumseh w czasie bitewnego zamieszania
zdobył tę paczkę papierów, które biali nazywają pieniędzmi. Dzisiaj zamienimy je na
broń, a Czerwone Serce pomoże Szawanezom przy załatwianiu handlowych transakcji.
Taki był cel podróży do Vincennes.
Gdy Ryszard opuszczał wraz z pięcioma wojownikami wieś; gońcy Tecumseha i JSlskwatawy ponieśli
do okolicznych plemion znaki Związku Oporu, a sam wódz z całym plemieniem pociągnął do zródeł
Tippecanoe.
Na rączych koniach, obładowanych- pękami skórek, podróżni zanurzyli się w prawieczny bór. Ledwie
minęli kilkanaście pn| leśnych olbrzymów, spoza krzewów wybiegła dziewczyna. Ryszard zatrzymał
konia. Był mile zaskoczony. To Zorza Ranna wyciągała do niego rękę z pięknie haftowanym
wampumem.
 To dla ciebie, Czerwone Serce  szepnęła, a twarz jej spłonęła rumieńcem.  Niech ten wampum
chroni cię od nieszczęścia, a pamięć twoja niech będzie przy mnie.
Ryszard uśmiechnął się ciepło.
 Dziękuję.
Wziął pięknie wyhaftowany biało-zielony wampum z symbolami plemienia Seneków i zawiesił go na
szyi.
Z Vincennes przywiozę ci sznur błyszczących korali. Dobrze?
Mey-oo!1  szepnęła uradowana i spuściła oczy, a po chwili dodała nieśmiało:  Kiedy
wrócisz?
Może za dziesięć dni, może szybciej... Będziesz w wiosce Seneków?
Skinęła głową. Ryszard patrzył na jej delikatną twarz, okoloną czarnymi splotami starannie
uczesanych włosów. Wyciągnął rękę. Uścisnął serdecznie jej delikatną, drobną dłoń.
Wrócę. Czekaj na mnie, Zorzo.
Mey-oo  szepnęła radośnie.
Bywaj!  Kos dotknął piętami boków konia i pognał za Szawanezami, którzy już dawno zniknęli
wśród drzew.
Bywaj!  słyszał za sobą miękki głos. Czuł na sobie spojrzenie czarnych oczu dziewczyny.
Po chwili dopędził Indian. Przyśpieszyli kroku. Konie były wypoczęte, szły razno. Po południu dotarli
do Maumee River i przeprawili się na jej lewy brzeg. Pod wieczór rozbili obóz. Noc minęła im spokojnie.
Ledwie zaświtało, byli już na nogach. Ruszyli przez puszczę. Fort Yincennes rozłożył się nad Wabash
River. Rzeka jednak
toczyła swe wody najpierw na zachód, a pózniej olbrzymim ługiem skręcała na południe ku Ohio, nie
n
podążali więc wzdłuż jej, ale przecinali knieję, skracając w ten sposób drogę prawie o połowę.
s
Piątego dnia podróży, gdy słońce już dawno zaszło, zatrzymali ię nad White River, prawym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl