[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Everard ujrzał smukłą lufę trzydziestowiecznego miotacza.
 Trzymajcie ręce tak, żebym je widział, z dala od boków  powiedział cicho.  Inaczej
być może będę zmuszony porazić was piorunem.
Przerażony Whitcomb głośno wciągnął powietrze do płuc, ale Everard spodziewał się takiego
przyjęcia. Mimo to poczuł ucisk w dołku.
Czarownik Stane był niskim mężczyzną, ubranym w piękną haftowaną tunikę, która musiała
pochodzić z jakiejś brytyjskiej willi. Miał gibkie ciało, dużą głowę z bujną czarną czupryną i
sympatyczną brzydką twarz. Jego usta były wykrzywione w sztucznym uśmiechu.
 Obszukaj ich, Eadgarze!  rozkazał.  Wyjmij wszystko, co mogą ukrywać w ubraniach.
Jut zrewidował ich niezdarnie, ale znalazł dwa paralizatory i rzucił je na podłogę.
 Możesz odejść  powiedział Stane.
 Czy oni nie są niebezpieczni, panie?  zapytał żołnierz.
Stane uśmiechnął się jeszcze szerzej i odrzekł:
 Kiedy trzymam to w ręku? No, idz.
Eadgar wyszedł, powłócząc nogami.
 Przynajmniej nadal mamy topór i miecz  pomyślał Everard.  Chociaż nie na wiele się
zdadzą, póki trzyma nas na muszce .
 Więc przybyliście z przyszłości  mruknął Stane. Nagle na jego czoło wystąpił perlisty
pot.  Zastanawiałem się, czy znacie pózniejszy język angielski?
Whitcomb otworzył usta, ale Everard go uprzedził, improwizując w sytuacji zagrożenia:
 O jaki język ci chodzi?
 O taki.  Stane przeszedł na angielszczyznę. Miał dziwny akcent, lecz słowa pozostały
zrozumiałe dla dwudziestowiecznych ludzi.
 Ja kce fiedziecz, skód wy jezdezcze, jake macze zamary i fszystko ine. Dafać fakty albo fas
spale.
Everard pokręcił głową.
 Nie  odparł po jutyjsku.  Nie rozumiem cię. Whitcomb spojrzał na niego pytająco, po
czym uspokoił się, gotów pójść za przykładem Amerykanina. Manse wytężył umysł. Rozpacz
dodała mu odwagi, gdyż wiedział, że zapłaci życiem za pierwszą pomyłkę.
 W naszych czasach rozmawialiśmy tak&  I wyrecytował jakiś ustęp w meksykańskiej
odmianie hiszpańskiego, przekręcając słowa na tyle, na ile starczyło mu śmiałości.
 Ach& język romański!  Oczy Stane a zabłysły. Miotacz zadrżał mu w dłoni.  Skąd
jesteście?
 Z dwudziestego wieku po Chrystusie, a nasz kraj nazywa się Lyonesse. Leży po drugiej
stronie Oceanu Zachodniego&
 Ameryka!  jęknął  czarownik .  Czy kiedykolwiek nazywano go Ameryką?
 Nie, nie wiem, o czym mówisz.
Stane zadrżał na całym ciele. Zaraz jednak opanował się i zapytał:
 Czy znasz język Rzymian?
Everard przytaknął.
Stane roześmiał się nerwowo i rzekł:
 Więc porozmawiajmy w nim. %7łebyś wiedział, jak mam dość tego lokalnego świńskiego
narzecza&  mówił łamaną łaciną. Najwyrazniej nauczył się jej w tym stuleciu, ale można go
było zrozumieć. Machnął miotaczem.  Przepraszam za nieuprzejmość, ale muszę uważać.
 Naturalnie  przytaknął Everard.  Ja& mam na imię Mencius, a mój przyjaciel nazywa
się Iuvenalis. Tak jak odgadłeś, przybywamy z przyszłości. Jesteśmy historykami. W naszej
epoce właśnie odkryto możliwość podróżowania w czasie.
 Właściwie nazywam się Rozher Schtein i pochodzę z roku 2987. Czy& czy o mnie
słyszeliście?
 A o kimże innym, jak nie o tobie?  podchwycił Everard.  Przybyliśmy w
poszukiwaniu tajemniczego Stane a, który wyglądał na jedną z ważniejszych postaci w historii.
Przypuszczaliśmy, że był podróżnikiem w czasie, czyli peregrinus temporis. Teraz wiemy.
 Trzy lata.  Schtein zaczął gorączkowo chodzić po atrium, wymachując miotaczem, ale
był zbyt daleko, żeby mogli go znienacka zaatakować.  Jestem tu od trzech lat. Gdybyście
wiedzieli, jak często spędzałem bezsenne noce, zastanawiając się, czy mi się powiedzie&
Powiedzcie mi, czy wasz świat jest zjednoczony?
 Nasz świat i planety  odparł Everard.  Od dawna.  Poczuł wewnętrzny dreszcz. Jego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl