[ Pobierz całość w formacie PDF ]

opowiedzą swym braciom o rzezi na drodze, jaką sprawiły im maszerujące jak ludzie niedzwiedzie.
Wspomnijcie to i Conana, gdy będziecie się kiedyś obawiali magii. A możliwe jest, że spotkacie się
z nią podczas szturmu na Fahrgo. Niektóre czary mogą zabić,
ale mężczyzna, który wyrzuci z serca strach jest od nich pięciokrotnie lepiej chroniony.
Ja,
Conan  wybawiciel mówię to wam, a widzieliście dziś dowód na me słowa.
Omiótł ich spojrzeniem swoich błękitnych oczu, zapadniętych ze zmęczenia, ale
pałających płomieniem walki, a na jego czole pojawiły się zmarszczki, które nadawały szerokiej
twarzy wyrazu stanowczości i powagi. W pobliżu słychać było pomrukiwania na
wpół oswojonych niedzwiedzi, które chłodziły swe grube futra w znajdujących się
wszędzie
wokół oczkach zielonej, bagnistej wody. Przeświecające przez gęste trzciny słońce, kładło na
ich grzbietach pręgowane cienie, a w powietrzu unosił się zapach dzikich zwierząt.
 Widzieliście  ciągnął dalej  wielkiego Boga Niedzwiedzia szarżującego po
wierzchołkach traw i powalającego czarami wrogów Kitharów. Dziś Bóg Niedzwiedz
obrócił
się za moją sprawą przeciw swym wyznawcom! I was okryję płaszczem mojej magii,
byście
mogli uczestniczyć w tym dziele!
Twarze wojowników rozjaśniły się od uśmiechów, ale widoczna w nich była także
zabobonna obawa, z czego Conan był bardzo zadowolony. Zrobi z nich swoich wasali i
gwardzistów, gdy zasiądzie na tronie Ozarka, a nie powinni zapomnieć tej obawy, jeśli ma
długo się na nim utrzymać.
 Oto moje rozkazy  powiedział stanowczo.  Niech będą sumiennie wykonywane,
gdyż moja magia ukarze każde nieposłuszeństwo!
Stojący na murach Fahrgo strażnicy ze zdumieniem patrzyli na nędzne resztki oddziału, który
poprzedniego dnia tak dumnie wyruszał z miasta i dęli na alarm w swe trąby.
Przez
Bramę Zwitu wyszli uzbrojeni wojownicy, by zabezpieczyć niedobitkom ostatnie chwile drogi, a
usłyszawszy od nich nowiny, czym prędzej skryli się za zapewniającymi
bezpieczeństwo murami.
Natychmiast posłano gońca do pałacu, by opowiedział wszystko satrapie. Ozark zadrżał
słysząc jego słowa, krzyknął strasznie swym piskliwym głosem i zatopił sztylet w sercu posłańca.
Stał przed swoim tronem, jego wypielęgnowane, grube dłonie zbroczone były krwią
i wykrzykiwał :
 Ten człowiek kłamał! Słyszycie, kłamał! Niedzwiedzie nie maszerują jak ludzie i nie walczą jak
legion! Nie mogły zniszczyć swych wnuków na Drodze Wielkiego
Niedzwiedzia!
Jeśli ktokolwiek będzie powtarzał te brednie, jego język zostanie wyrwany, a jego głowa
przyozdobi Bramę Barbarzyńców! Tak mówi Ozark!
Podczas gdy przemawiał, spoza pałacu dały się słyszeć jęki i zawodzenia ludzi, którzy poznali
nowiny równie szybko, jak ich władca, sparaliżowanych zabobonnym lękiem,
przeszyci sztyletem strachu. Mężczyzni i kobiety wylegli ze swych domów na ulice lub dachy
i z trwogą słuchali przerażających wieści. Oto niedzwiedzie kroczące jak ludzie
zaatakowały
legion Kitharów i zabiły wszystkich, prócz niecałego tuzina, który zdołał dotrzeć do zbawiennego
miasta. Niedzwiedzia armia podeszła pod mury, wypełnia się więc stara przepowiednia!
Kitharowie wyszli na ulice i trumnie udali się do pałacu Ozarka, nie bojąc się iść z uniesionymi
głowami tam, gdzie przedtem ze strachem się czołgali  do pałacu swego władcy. Zatrzymali się
przed ogromnymi, spiżowymi drzwiami do sali tronowej, bez
lęku bili
w nie pięściami i wykrzykiwali płaczliwymi głosami imię Ozarka.
 Ocal nas, Panie!  zawodzili.  Wybaw nas od gniewu Boga Niedzwiedzia! Złóż
niedzwiedziom ofiary! Chroń nas swoją magią przed gniewem naszych bogów!
Ozark siedział na swym tronie, zaciskając kurczowo dłonie na jego poręczach w kształcie
niedzwiedzich łap i słuchał lamentów swych poddanych, lecz nie odważył się otworzyć przed
nimi drzwi. Wysłał strażników, by przepędzili tłum z pałacu, nakazał też swym
trębaczom i
doboszom obwieścić miastu, by złożyło ofiary w świątyni Boga Niedzwiedzia i prosić mieszkańców
o hojne dary. Ci, którzy dostali się do środka, drżącymi, wzniesionymi w błagalnych gestach
dłońmi oferowali swe klejnoty i inne cenne przedmioty, na zewnątrz zaś
zawodziła płaczliwie i oczekiwała na swoją kolej tak gęsta ciżba, że dzieci, które upadły były
tratowane przez dorosłych, a kobiety mdlały z braku powietrza. Legiony karłów
maszerowały
ku murom miasta i stawały na blankach posępnie wpatrując się w morze traw,
trzymajÄ…c w
dłoniach gotowe do strzału łuki lub długie włócznie. Stali z determinacją, jednak ich twarze
były blade i często zerkali w stronę ofiarnych stosów płonących w mieście.
A Conan dopiero przygotowywał czary, którymi miał zdobyć Fahrgo.
Rankiem pod murami miasta dały się słyszeć głosy szorstkie i gardłowe, jakby
wydawane
przez drapieżne zwierzęta wykrzykujące w języku Kitharów:
 Wielki Niedzwiedz odwrócił się od ludu, który o nim zapomniał! Przybędzie po
wierzchołkach traw, ponad Zielonym Morzem i biada tym, którzy staną na jego drodze!
Uchodzcie mieszkańcy Fahrgo, fałszywi synowie Niedzwiedzia, ucłiodzcie, póki jeszcze jest
czas!
Strażnicy na murach krzyczeli z przerażenia i wielu z nich uciekłoby z posterunku, gdyby nie nagie
ostrza mieczy ich dowódców, trzęsących się ze strachu przed gniewem zarówno bogów, jak i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl