[ Pobierz całość w formacie PDF ]

osiemdziesiąt kilo wagi, umięśnione ciało... Drugiego tak
przystojnego gościa po tej stronie Missisipi nie znajdziesz. - Na
twarzy Candy odmalował się wyraz zatroskania. Przez ostatni rok
widziała, jak przyjaciółka cierpi, i nie była w stanie jej pomóc. - Ciesz
się życiem, kochanie. Zasługujesz na chwilę wytchnienia.
- Nie jestem pewna, czy Chase Elliot potrafiłby ją zapewnić. -
Kojarzył się jej z niebezpieczeństwem, z ryzykiem, z seksem, z
pokusÄ….
Wstała i podeszła do okna. my trzepotały skrzydłami o siatkę,
usiłując dostać się do środka.
- Boisz się facetów - stwierdziła Candy.
- Może.
- Kochanie, nie porównuj innych do Erica.
- Nie porównuję. I wcale za nim nie wzdycham.
Candy wzruszyła ramionami. Nie przepadała za tym oślizgłym
typem.
- To dlatego, że go nigdy nie kochałaś.
- Zamierzałam za niego wyjść.
- Bo myślałaś, że powinnaś. Skarbie, znam cię lepiej niż
ktokolwiek. Z Erikiem wszystko było takie proste, takie
przewidywalne.
Eden uniosła z rozbawieniem brwi.
- To zle?
- Czy będąc z nim, kręciło ci się w głowie? Czy miałaś kolana jak
z waty? Czy serce ci łomotało jak szalone? Podejrzewam, że nie. -
Mówiła z pozycji kobiety doświadczonej, która była zakochana z
dziesięć razy, zanim skończyła dwadzieścia lat. - Wyszłabyś za niego
za mąż i może nawet byś nie narzekała. Mieliście podobne gusty,
podobne zainteresowania. Wasze rodziny się lubiły.
- Boże, to brzmi tak chłodno.
- Prawda? Ale w głębi duszy ty jesteś inna. Nie odpowiadałoby ci
takie życie. - Na moment urwała. Czyżby uraziła przyjaciółkę? -
Dorastałaś w określonych warunkach, potem zawalił się twój świat.
Wyobrażam sobie, jakim to musiało być traumatycznym przeżyciem.
Pozbierałaś się, lecz nie do końca potrafisz uwolnić się od przeszłości.
- Próbuję.
- Wiem. Przyjazd na ten obóz to dobry początek, ale powinnaś
pomyśleć o sobie, rozejrzeć się za...
- Za mężczyzną?
- Za kimś, z kim mogłabyś miło spędzać czas. Jesteś zbyt
inteligentna, by sądzić, że bez faceta kobieta sobie nie poradzi, ale
tylko dlatego, że jeden zachował się jak dupek, nie znaczy, że
wszyscy są tacy. - Candy zdrapała z paznokcia odrobinę niebieskiej
farby. - Należę do tych ludzi, których samotność nie bawi. Uważam,
że każdy potrzebuje bliskości, bratniej duszy.
- Pewnie masz rację, ale dla mnie jest jeszcze za wcześnie. Na
razie próbuję pozbierać się do kupy. Nie chcę żadnych komplikacji w
swoim życiu, zwłaszcza takich, które mają metr osiemdziesiąt pięć
wzrostu.
- Z nas dwóch to ty zawsze byłaś romantyczką. Pamiętasz
wiersze, które pisałaś?
- Byłam wtedy podlotkiem. - Ponownie wzruszyła ramionami. -
Dorosłam.
- Dorosłość nie oznacza, że trzeba przestać marzyć. - Candy
podniosła się z łóżka. - Ten obóz jest najlepszym przykładem, że
marzenia się spełniają. Nie wzbraniaj się przed miłością.
- Nie wzbraniam się. - Cmoknęła przyjaciółkę w policzek. - No
dobra, czyli organizujemy pożegnalną zabawę i staramy się oczarować
personel z obozu dla chłopców.
- Mogłybyśmy zaprosić również paru sąsiadów.
- Dać takiej palec, to od razu chce rękę. - Eden ze śmiechem
ruszyła do drzwi. - Przejdę się, potem zajrzę do koni.
W obozie panował spokój, ale dookoła rozbrzmiewały różne
dzwięki. Przez kilka pierwszych nocy Eden, przyzwyczajona do
zgiełku miasta, nie mogła przywyknąć do tutejszej ciszy, lecz z
czasem nauczyła się słyszeć muzykę nocy. Chór świerszczy,
pohukiwanie sowy, dochodzące z pobliskiej farmy muczenie krów,
szelest drobnej zwierzyny przemykającej wśród krzaków i drzew -
wszystko to składało się na niezwykłą symfonię.
Zbliżając się do jeziora, słyszała głośne kumkanie żab. Szła
wolno, rozmyślając o tym, co Candy mówiła. Czy naprawdę była
kiedyś romantyczką? Zerwała polny kwiat, obracając w palcach
łodyżkę, patrzyła na wirujący pąk. Owszem, pisała wiersze, potwornie
sentymentalne, głównie o miłości. O miłości czystej, dozgonnej,
wyidealizowanej. Ale to było dawno temu.
Nagle uświadomiła sobie, że odkąd poznała Erica, nie napisała ani
jednego wiersza. Z romantycznej dziewczynki przeobraziła się w
poważną, rozsądnie myślącą kobietę. Teraz obie znikły, i romantyczna
dziewczynka, i rozsądna kobieta. Bardzo dobrze, pomyślała.
Rzuciwszy kwiat do wody, patrzyła, jak unosi się na połyskującej w
blasku księżyca srebrzystej tafli.
Candy ma rację. Z Erikiem nie chodziło o żadną wielką miłość
lub namiętność, lecz o konwenanse, tradycję, oczekiwania. Kiedy ją
zostawił, zranił jej dumę, nie serce. Eric... podarował jej pierścionek z
brylantem, przysyłał róże, prawił komplementy, ale to nie była miłość.
Ani on nie kochał jej, ani ona jego.
Romantyczna miłość... Na czym polega? Czym się objawia? Czy
to wspólne słuchanie Chopina? Kolacja przy świeczkach? Wyprawa
do wesołego miasteczka i przejażdżka na diabelskim młynie? Tak,
diabelski młyn by się jej spodobał. Zmiejąc się cicho, objęła się w
pasie i uniósłszy głowę, popatrzyła na gwiazdy.
- Powinnaś robić to częściej.
Obróciła się, przyciskając rękę do gardła. Chase stał parę metrów
dalej, na skraju lasku. Przemknęło jej przez myśl, że spotykają się po
raz trzeci i po raz trzeci on pojawia siÄ™ znienacka, a ona podskakuje
wystraszona.
- Lubisz się skradać i straszyć ludzi czy niechcący ci to
wychodzi?
- Nigdy dotąd mi się to nie zdarzało.
Swoją drogą, to nie on zaszedł jej drogę, lecz ona jemu. Po
zmroku wybrał się na spacer; krążył bez celu, aż w końcu doszedł nad
brzeg jeziora. Tu przystanął, spoglądając na wodę, rozmyślał o Eden.
- Opaliłaś się.
Od ich ostatniego spotkania włosy wyraznie jej pojaśniały, a skóra
przybrała bardziej złocisty odcień. Miał ochotę wtulić w nie twarz,
sprawdzić, czy są tak miękkie i pachnące jak dawniej.
- Większość czasu spędzam na dworze. - Korciło ją, żeby rzucić
się do ucieczki. Dziwne, pomyślała. Bo to spotkanie, w świetle
księżyca, na skraju wody, miało w sobie coś mistycznego.
- Powinnaś nosić czapkę albo kapelusz. - Nie potrafił się skupić,
łomot serca go dekoncentrował. Wyglądała jak piękna, skąpana w
srebrzystym blasku zjawa. Szczupła, w bieli, z włosami opadającymi
na ramiona. - Ciekaw byłem, czy czasem tu przychodzisz.
Wyłonił się z cienia. Monotonne cykanie świerszczy
rozbrzmiewało coraz głośniej.
- Uznałam, że nad wodą będzie chłodniej.
Podszedł bliżej.
- LubiÄ™ gorÄ…ce noce.
- W domkach nie ma czym oddychać. - Zerknąwszy za siebie,
zobaczyła, że od obozu dzieli ją spory kawałek drogi. - Przepraszam,
nawet nie zauważyłam, kiedy weszłam na teren twojej posiadłości.
- Nie szkodzi. To prawda, nie lubię, jak obcy kręcą się po sadzie,
ale tu mi nie przeszkadza. - Z bliska mniej przypominała zjawę, a
bardziej kobietę. - Słyszałem twój śmiech. O czym myślałaś?
W gardle jej zaschło. Cofnęła się, ale nie miała wrażenia, aby
odległość między nią a Chase'em się zwiększyła.
- O diabelskim młynie.
- Hm, wolisz się wznosić... - ulegając pokusie, przysunął rękę do
jej włosów - czy opadać?
Jego dotyk podziałał na nią wprost niewiarygodnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl