[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skrzywdziłem cię... %7łałuję, ale jest już za pózno!
Jiayin nie podobały się te wszystkie dramatyczne gesty przed
podobizną jej matki; odbierała je jak profanację. Zabrała zdjęcie ze
stołu i schowała do szuflady. Ojciec z niezmienionym wyrazem
twarzy kontynuował swoje wyznania:
- Przyjechałem sam... Matka... to znaczy, ta druga, z którą się
ożeniłem - chciała jechać ze mną, ale nie zabrałem jej. Widzisz, że
odmieniłem swoje serce!
- Zadałam ci pytanie, tato! - zirytowała się Jiayin. - Po co
przyjechałeś do Szanghaju?
- Postanowiłem zmienić swoje życie, znalezć sobie jakieś zajęcie.
Przyjechałem, żeby się rozejrzeć.
- Zajęcie? Ależ, tato! Nie przywykłeś do pracy. Lepiej już wracaj
do domu.
Rozmawiali na stojąco; w końcu starszy pan bezceremonialnie
usiadł na krześle.
- Szanghaj to wielkie miasto. Wystarczy odrobina zdolności, a
jeśli się przyłożę... - zaczął, gładząc się z wolna po podbródku.
- Tato, nie masz najmniejszego pojęcia, jak trudno jest tu znalezć
pracę! - przerwała mu Jiayin, marszcząc czoło.
- Skoro nawet ty dałaś sobie radę, to i mnie się uda, w końcu
jestem mężczyzną. A właściwie to gdzie pracujesz?
- Jestem guwernantką, poleciła mnie koleżanka ze studiów.
Długo szukałam czegokolwiek - na próżno. Dlatego radzę ci, wracaj!
Staruszek stropił się nieco. Wstał i zaczął się przechadzać po
pokoju, z rękami założonymi na plecach.
- Każesz mi wracać, a ja nie mam nawet grosza na podróż - rzekł.
- Jechać na darmo tam i z powrotem, jaki to ma sens?
- Mieszkać w tym mieście też musisz mieć za co!
- Zamieszkam u męża młodszej siostry twojej matki - rzekł pan
Yu półgłosem, jakby zawstydzony.
Jiayin pominęła milczeniem tę wieść.
- Tato, mam tu zaoszczędzone pięćdziesiąt tysięcy. Jeśli dasz się
namówić na powrót, kupię ci bilet na statek.
Starszy pan zamyślił się.
- Widzisz, Jiayin, to bardziej skomplikowane... - podjÄ…Å‚. - Na
swoją podróż tutaj też nie miałem, więc napożyczałem tu i tam... Jak
ja spojrzę ludziom w oczy, kiedy wrócę?
- Mam tylko tyle. W końcu dopiero co znalazłam tę pracę...
Pan Yu rzucił okiem na strój córki, rozejrzał się po skromniutkim
mieszkaniu. Pokiwał głową i westchnął.
- Ech... Nie pomyślałem, że i tobie jest ciężko! Niech no się
zastanowię... Kończysz w tym roku... dwadzieścia pięć lat? Moim
obowiązkiem jako ojca było znalezć ci przyzwoitego męża z dobrej
rodziny. Nie musiałabyś się tak szarpać!
Jiayin odwróciła się tyłem.
- Tato, po co to całe gadanie?
- Ech, mniejsza z tym, nie będę ci zawracał głowy. Mówiłaś, że
ile masz tych pieniędzy? - zmienił temat pan Yu. - Jeśli mi je dasz,
wyjadę już jutro - oświadczył z nową energią.
Jiayin kluczykiem otworzyła szufladę i wyjęła gotówkę.
- Znasz jakiegoś armatora? - spytała.
- Nie drwij z ojca! - Pan Yu zaśmiał się. - Przecież nie
przybiegłem do Szanghaju na piechotę! - Mówiąc to, zamaszystym
krokiem wymaszerował z mieszkania.
Wkrótce jednak objawił się znowu - tym razem przed domem
państwa Xia. Zongyu, który jak zwykle wrócił na obiad, właśnie
odjeżdżał. Staruszek rzucił bacznym okiem na wóz i przyjrzał się
dokładnie wsiadającemu doń młodemu pasażerowi, po czym
zadzwonił do drzwi willi.
- Czy pracuje tutaj panna Yu? - spytał gromkim głosem.
- Zgadza się. O co chodzi? - odparła zaskoczona Yaoma z
nadÄ…sanÄ… minÄ….
- Pani będzie łaskawa przekazać, że ojciec chce się z nią widzieć
- oznajmił pan Yu.
Yaoma zlustrowała przybysza od stóp do głów.
- Ojciec?
Jiayin, która usłyszała strzępki rozmowy przez uchylone drzwi do
salonu, podeszła zaciekawiona.
- Ktoś do mnie? A ty co tu robisz, nie wyjechałeś? - żachnęła się
na widok ojca.
- Głuptasie! - zaśmiał się pan Yu. - Skoro tu jestem, to znaczy, że
nie wyjechałem!
- Po co przyszedłeś, tato?
- Byłem u ciebie, ale cię nie zastałem! - oświadczył staruszek, po
czym wparował do środka rozkołysanym krokiem.
Jiayin miała chęć tupnąć nogą ze złości, lecz poszła za nim.
- Nie mogę tu z tobą rozmawiać, mam lekcję!
Nie bacząc na jej protesty, pan Yu rozglądał się na wszystkie
strony.
- No, no! - cmokał z podziwem.
Yaoma, gdy zorientowała się, że przybysz rzeczywiście jest
ojcem Jiayin, zmieniła się nie do poznania. Cała w uśmiechach,
zapraszała go do środka: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl