[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poprzedniego dnia - kilometry wiecznie zielonego
Lasu poprzecinane pasami trawy. Nie dostrzegła ani
jednego człowieka. Jednak nie czuła się osamotniona,
bo Vance siedział obok. Lubiła przygody, ale to była
Afryka, a nie droga z Londynu do Hammersmith.
Gdyby napotkali lwicę szukającą w buszu młodych
hib przydarzyły im się inne problemy, Vance na
pewno wiedziałby, co robić. Mówiono jej, że takie
przypadki zdarzają się turystom w okolicach górskich.
Przy Vance'ie mogła stanąć twarzą w twarz z każdym
niebezpieczeństwem. Jego ślepota nic nie zmieniała.
Gdyby tylko on sam to zrozumiał...
Gdy już dojeżdżali do miejsca, o którym wspomniał
Vance, odsłonił się widok na wyższe partie gór. Las
" opniowo przerzedzał się, ustępując miejsca bambu-
*om. a następnie mokradłom. Stwierdziła, że tempera-
tura była wyraznie niższa, nie tylko ze względu na
wysokość, ale też dlatego, że zbliżała się burza.
- Jeżeli się dobrze przyjrzysz, zobaczysz wydeptaną
drogę między tą, na której się znajdujemy, a tą, która
skręca w lewo. Jedz nią prosto w stronę lasu. Wije się
przez około osiem kilometrów i prowadzi do polany,
na której stoją szałasy.
- Czy powinnam przestawić jeepa na napęd na
cztery koła? - spytała, gdy z trudem dostrzegła w trawie
zarysy traktu.
- Teraz to nie będzie jeszcze konieczne.
Libby zapuściła silnik jeepa i zjechała z szosy na
trawiastą drogę, która przechodziła w szlak przecina
jący las. Słońce schowało się za chmury i w lesie było
tak ciemno, jakby już zapadał wieczór.
- Opowiedz mi o tych ludziach, którzy zginęli.
- Pracowali ciężko jako robotnicy, by utrzymać
swoje rodziny. - Vance poprawił się na siedzeniu.
- Pochodzili z plemienia Bantu. Przedtem trudnili siÄ™
pasterstwem. Kiedy uruchomiłem kopalnię Naivasha,
przyszli pracować do mnie. W Kenii często zdarzają
się susze, co zmusza mężczyzn do szukania innych
zródeł utrzymania. Tych dwóch postanowiło zostać
górnikami i trzymali się tej pracy. Dawała im regularną
płacę i świadczenia rodzinom, a także emeryturę
w przyszłości. Chciałem odwiedzić ich żony, by złożyć
im kondolencje i zapewnić je, że kopalnia będzie
wypłacała im rentę.
Libby, zamyślona, spojrzała na Vance'a. Na pewno
będzie hojny. Wiedziała o tym. Nadal nie mogła
uwierzyć, że ktoś mógł być na tyle zazdrosny o jego
sukcesy, żeby spowodować katastrofę. Miała nadzieję,
że sprawca wkrótce zostanie ujęty.
Tak jak Vance mówił, trakt kończył się na polanie,
gdzie stało kilkanaście szałasów. Dzieci ubrane
w barwne szorty i sukienki pobiegły w kierunku jeepa.
- Jambo! - Vance krzyknÄ…Å‚ do nich przez otwarte
okno. Dalej rozmowa potoczyła się w suahili.
- Co im powiedziałeś?
- Dlaczego tu przyjechałem i poprosiłem, by
powtórzyły wszystko kobietom. Są nieśmiałe. Niech
same zrobiÄ… pierwszy krok.
Libby, zafascynowana, patrzyła na biegnące roz
krzyczane dzieci. Za chwilę były z powrotem. Naj
starszy, chyba dwunastoletni chłopiec mówił w imieniu
całej grupy. Vance skrzywił się i Libby natychmiast
domyśliła się, że coś jest nie w porządku.
- O co chodzi, Vance?
- Mówią, że nie jestem mile widziany. - Vance
potarł podbródek. - Kobiety nie chcą rozmawiać z...
z mordercą. Obawiałem się, że tak będzie. Zarówno
ja, jak i moje przedsiębiorstwo kojarzy im się ze
śmiercią bliskich.
- Czy mówią po angielsku?
Vance przytaknÄ…Å‚.
- Może porozmawiałyby ze mną. Czy wiedzą, że
straciłeś wzrok w tym wypadku? To może całkowicie
zmienić ich stosunek do ciebie.
- Nawet nie myśl o takich chwytach.
- Vance, czy ty nie rozumiesz? SÄ… w rozpaczy
i zrozumieją, że ja też cierpię. To nas łączy. Może
wtedy zechcą cię wysłuchać. Warto spróbować.
- Nie powinienem ciebie zabierać. Jesteś moją żoną.
W ich mniemaniu ty również przynosisz nieszczęście.
- Na pewno zmienią zdanie, jeżeli tylko będę mogła
im wszystko wytłumaczyć. Vance, przyjechałeś tu,
żeby je pocieszyć. Wykorzystajmy każdą możliwość,
nim zdecydujemy się wyjechać.
W okamgnieniu wyciągnął rękę i chwycił ją za
przegub dłoni.
- SÅ‚uchaj Libby, te kobiety sÄ… do nas wrogo
nastawione. Nie znasz ich sposobu życia i obyczajów.
Nie pozwolę, byś znalazła się w potencjalnie niebez
piecznej sytuacji.
- Przynajmniej spytaj dzieci, czy one w ogóle
porozmawiajÄ… ze mnÄ….
Czuła, że coraz słabiej ściska jej przegub. Przykryła
drugą ręką jego dłoń i pogładziła go delikatnie.
Natychmiast ją puścił. Po chwili powiedział coś do
dzieci, a one odbiegły. %7ładne z nich nie odezwało się
słowem, czekając na odpowiedz kobiet. Dzieci wkrótce
wróciły. Ten sam chłopiec wskazał na Libby.
- Ty możesz iść, ale on nie.
- Nie podoba mi się to, Libby. Wolałbym, żebyś
nie szła.
- Ale ja chcę. - Serce waliło jej jak młotem.
- Przyznaję, że boję się. Wiem jednak, jak czują się te
kobiety.
- Kiedy coÅ› wyda ci siÄ™ podejrzanego, krzycz na
całe gardło. Obiecujesz? - wyglądał na przerażonego.
- Zgoda - wysunęła się z jeepa, zanim mógł zmienić
zdanie i poszła za dziećmi do szałasu na skraju lasu.
Gdy podchodziła do wejścia, pojawiła się kobieta
z dzieckiem na ręku. Drugie trzymało się jej kwiecistej
sukni. Inna kobieta stanęła w drzwiach. Ich ciemne
oczy wpatrywały się w nią bez cienia sympatii. Libby
nie czuła strachu, tylko smutek, że straciły swoich
mężów. Vance nadal żył...
- Nazywam się Libby Anson - zaczęła, wkładając
ręce do kieszeni spodni.
Milczały.
- Wiem, że wasi mężowie zginęli i nic nie przywróci
im życia. Mój mąż pragnie zapewnić was, że przed
siębiorstwo będzie łożyło na wasze utrzymanie.
Kobiety nadal stały nieruchomo. Nie miała pojęcia,
czy rozumieją, co do nich mówi.
- To prawda, że mój mąż nadal żyje, ale również
ucierpiał w tym wypadku. Nic nie widzi i dlatego
uważa, że nie jest mężczyzną. Ponieważ myśli, że nie
jest mężczyzną, chce mnie odesłać. Ja chcę zostać, bo
kocham go tak, jak wy kochałyście swoich mężów.
Kobiety zrobiły krok do przodu. Libby nabrała
głęboko powietrza i ciągnęła dalej.
- Mój mąż cierpi i gdybyście pozwoliły, żeby wam
pomógł, poczułby się lepiej. Nie przyjechał wcześniej,
bo dopiero wczoraj wyszedł ze szpitala. Dziś z samego
rana wybrał się do was, żeby sprawdzić, jak sobie
radzicie, i powiedzieć wam, że nie musicie martwić się
o pieniÄ…dze.
- Niektórzy mówią, że to on spowodował wypadek
- powiedziała niskim, wyważonym głosem kobieta
stojÄ…ca obok Libby.
- Czy wierzycie, że to możliwe? Przecież sam stracił
wzrok. - Libby tłumaczyła, wpatrując się w kobietę,
póki tamta nie odwróciła oczu. - Stara się dowiedzieć,
kto jest winien, i ukarać sprawcę.
- Gdzie są twoje dzieci? - nieśmiało spytała druga
kobieta.
- Jak długo mój mąż martwi się wami i przed
[ Pobierz całość w formacie PDF ]