[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wydarzeniach zaistniałych podczas mego lotosowego snu nie jest mi dana. Ale przebywa na
południu gromadząc armię. To jego ostatni rozpaczliwy atak, możliwy tylko dzięki desperacji
ludzi doprowadzonych do ostateczności Valeriusowymi rządami. Niechaj się buntują;
trzymam ich wszystkich w garści. Zaczekamy, aż wystąpi przeciwko nam, a potem
unicestwimy go na wieki.
Pózniej zgnieciemy Poitain, Gunderlandię i tych durnych Bossończyków. Potem
Ophir, ZingarÄ™, Argos, Koth - wszystkie narody scalimy w jedno olbrzymie imperium.
Władać będziecie jako moi satrapowie, potężniejsi w tej roli od dzisiejszych królów.
Niepokonany jestem, albowiem Serce Arymana zostało ukryte i żaden człowiek nie zdoła go
obrócić przeciwko mnie.
Tarascus unikał wzroku czarnoksiężnika, by ten nie zdołał odczytać jego myśli,
zrozumiał bowiem, że ukrywszy klejnot w złotym puzdrze rzezbionym w śpiące węże,
czarnoksiężnik więcej tam nie zaglądał. Jakkolwiek wydawałoby się to dziwne, Xaltotun nie
miał pojęcia, że Serce zostało skradzione; osobliwy klejnot trwał poza kręgiem jego mrocznej
wiedzy lub może ponad nim i nawet niesamowite zdolności Acherończyka nie ostrzegły go,
że skrytka jest pusta. Tarascus nie sądził, by Xaltotun mógł wiedzieć o wszystkich
Orastesowych rewelacjach, gdyż nawet nie wspomniał o wskrzeszeniu ojczystego królestwa,
a tylko o zbudowaniu nowego, ziemskiego. I uważał też, iż Xaltotun nie jest zupełnie pewien
swej potęgi - tak, jak oni potrzebowali jego pomocy w realizacji swoich planów, tak on
potrzebował ich. Magia, przynajmniej w pewnym zakresie, musiała się wspierać na ciosach
mieczów i pchnięciach włóczni. Król zrozumiał rzucone sobie ukradkowe spojrzenie
Amalrica: niechaj czarnoksiężnik użyje swych kunsztów, by pomóc im pokonać
najgrozniejszego wroga - dość będzie czasu, by zwrócić się i przeciwko niemu. Może
znajdzie się jeszcze sposób, by okpić te czarne siły, które przyzwali&
21. ZAOWIESZCZE WERBLE
Wojna stała się faktem, gdy dziesięciotysięczna, migocąca stalą armia poitaińska
przebyła z powiewającymi sztandarami południowe przełęcze. A na jej czele, przysięgali
szpiedzy, jechał olbrzym w czarnej zbroi z lwem Aquilonii wyhaftowanym złotem na
jedwabiu bogatej jaki. Conan żył! Król żył! Nie postała już żadna wątpliwość w ludzkich
sercach - zarówno wrogich, jak i przyjaznych.
W tym samym czasie co wieść o inwazji z Poitain, przyszła dostarczona przez
jadących dniem i nocą kurierów nowina, że ruszyła ku południowi wzmocniona przez
baronów z północnego zachodu i Bossończyków z północy armia gunderska. Tarascus na
czele trzydziestu jeden tysięcy żołnierzy pomaszerował do Galparan nad rzeką Shirki, którą
Gunderowie musieli sforsować, aby uderzyć na zamki wciąż znajdujące się w rękach
nemedyjskich. Shirki była rwącą burzliwą rzeką gnającą ku południowemu zachodowi przez
skaliste przełomy i kaniony, i tylko w kilku miejscach mogła się przez nią w porze
wiosennego przyboru wód przeprawić armia. Cały kraj na wschód od Shirki pozostawał w
rękach Nemedyjczyków i logiczny był wniosek, iż Gunderowie spróbują przeprawy albo w
Galparan, albo leżącym dalej na południe Tanasul. Z dnia na dzień Tarascus oczekiwał
posiłków z Nemedii, aż na koniec przyszła wieść, iż król Ophiru czyni wrogie demonstracje
na południowej granicy Nemedii, tak więc wysłanie choćby jednego więcej oddziału może
narazić kraj na inwazję z tego kierunku.
Amalric i Valerius opuścili Tarantię z dwudziestopięciotysięcznym wojskiem,
obsadzając stolicę takim garnizonem, jaki uznali za dostateczny dla zdławienia możliwej
rewolty. Pragnęli zetrzeć się z Conanem i zniszczyć go, zanim dołączą doń buntownicze siły
królestwa.
Król wraz z Poitaińczykami przekroczył wprawdzie góry, ale nie doszło do żadnych
starć, ataków na miasta czy też oblężenia twierdz. Conan pojawił się i zniknął. Z pozoru
skręcił na zachód, by po przebyciu dzikich, rzadko zaludnionych obszarów górskich
wkroczyć na pogranicze bossońskie zbierając po drodze ochotników. Amalric i Valerius na
czele swej armii złożonej z Nemedyjczyków, renegatów aquilońskich i dzikich najemników
miotali się po kraju w pełnym oszołomienia gniewie, szukając nieprzyjaciela, który się nie
zjawiał.
Amalric przekonał się, że nie ma sposobu zdobycia innych niż mętne i ogólnikowe
informacje o przemieszczeniach Conana. Zwykłą było rzeczą, iż podjazdy wyruszały, żeby
już nie wrócić, zwykły był widok szpiega ukrzyżowanego na dębie. Powstała wieś i uderzała
tak, jak bije prosty lud - brutalnie, zabójczo i potajemnie. Amalric wiedział z pewnością tylko
to, że znaczna siła Gunderów i północnych Bossoriczyków znajduje się gdzieś na południe od
niego na drugim brzegu Shirki, i że Conan z mniejszą armią Poitaińczyków i południowych
Bossończyków jest gdzieś na południowy zachód od jego wojska.
Zaczął się obawiać, iż jeśli posuną się z Valeriusem dalej w głąb dzikiej krainy, Conan
wymanewruje ich całkowicie i ominąwszy uderzy wprost na prowincje centralne. Dlatego
Amalric wycofał się z doliny Shirki i stanął obozem na równinie o dzień jazdy od Tanasul.
Tam czekał. Tarascus utrzymywał swą pozycję w Galparan, żywił bowiem lęk, iż manewry [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl