[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rii. W każdym zaś razie goblinom było obojętne, kogo pochwycą, byle udało się
to zrobić szybko i cicho i byle więzniowie nie mogli się bronić.
Co to za łachmytki? spytał Wielki Goblin.
Krasnoludy i jedno takie coś! odpowiedział któryś z poganiaczy ciągnąc
na łańcuchu Bilba tak, że hobbit padł na kolana. Znalezliśmy ich obozujących
w naszym Frontowym Przedsionku.
Co to ma znaczyć? zwrócił się Wielki Goblin do Thorina. Na pewno nic
dobrego! Szpiegujecie wewnętrzne sprawy mojego narodu, jak widzę! Nie zdzi-
wiłbym się, gdybyście się okazali bandą złodziei. Kto wie, możeście nawet mor-
dercy i przyjaciele elfów? Chodz no tu bliżej. Co masz do powiedzenia?
Jestem Thorin, krasnolud, do usług odparł Thorin, po prostu przez
grzeczność. Ani nam w głowie nie postały te rzeczy, o które nas podejrzewasz
i które sobie wyobrażasz. Schroniliśmy się przed burzą w jaskini, bo nam się wy-
48
dała dogodna i przez nikogo nie zajęta. Nic nie może być bardziej obce naszym
zamiarom niż naprzykrzanie się goblinom w jakikolwiek sposób.
Thorin mówił prawdę.
Hm! rzekł Wielki Goblin. Tak twierdzisz. A czy wolno zapytać, czemu
w ogóle kręcicie się po górach, skąd przyszliście i dokąd idziecie? Chciałbym wie-
dzieć o was dokładnie wszystko. Zresztą nic wam już nie pomoże, Thorinie Dębo-
wa Tarczo, za dużo wiem o twoim plemieniu. Mów prawdę, bo jak nie, to spotka-
ją cię dodatkowe nieprzyjemności.
Jesteśmy w podróży, wybraliśmy się w odwiedziny do krewnych, siostrzeń-
ców i siostrzenic, a także ciotecznych i przeciotecznych braci oraz pociotków
i w ogóle potomstwa naszego dziadka, które zamieszkuje po wschodniej stro-
nie tych nadzwyczaj gościnnych gór rzekł Thorin, nie bardzo zrazu wiedząc, co
właściwie powinien odpowiedzieć, skoro prawdy, rzecz jasna, wyznać nie mógł.
To kłamca, najpotężniejszy panie! odezwał się jeden z poganiaczy. Kie-
dy tam, w jaskini, zapraszaliśmy grzecznie te stwory w gościnę, nagle piorun po-
raził kilku naszych żołnierzy i padli martwi na miejscu. A poza tym niech on wy-
tłumaczy się z tego! I pokazał miecz, który Thorin nosił u pasa, miecz zabra-
ny z kryjówki trollów.
Wielki Goblin spojrzał i z wściekłości ryknął straszliwie, a wszyscy żołnierze za-
częli zgrzytać zębami, szczękać tarczami i tupać nogami. Poznali na pierwszy rzut
oka ten miecz, od którego zginęły setki goblinów w owych czasach, gdy szlachet-
ne elfy z Gondolina ścigały je pośród wzgórz lub odpierały w bitwach pod murami
swoich miast. Elfy zwały go Orkristem, Pogromcą Goblinów, ale gobliny po prostu
nazywały go Siekaczem. Nienawidził tego miecza, a jeszcze bardziej nienawidziły
każdego, kto ten mieczu u boku nosił.
Mordercy! Przyjaciele elfów! wrzasnął Wielki Goblin. Rąbać ich! Bić!
Gryzć! Miażdżyć! Precz z nimi! Do lochu, gdzie się żmije kłębią, i niech żaden wię-
cej nie ujrzy światła dziennego! Wielki Goblin tak się rozwścieczył, że zeskoczył
ze swego tronu i z rozdziawioną paszczą rzucił się na Thorina.
Lecz w tejże chwili wszystkie światła zgasły w pieczarze, a ogromne ognisko
paf! wystrzeliło słupem rozżarzonego, sinego dymu pod sklepienie, rozsy-
pując deszcz piekących, białych iskier pomiędzy gobliny.
Jaki wtedy rozległ się pisk, skrzek, harkot i szwargot, wycie, jęki i klątwy, krzyk
i wrzask nie da się opisać. Kilka setek dzikich kotów i wilków pieczonych żyw-
cem na wolnym ogniu nie dałoby takiego koncertu. Skry wypalały dziury w skó-
rze potworów, a dym, opadając spod stropu, tak wypełnił powietrze, że nawet
oczy goblinów nie mogły przeniknąć ciemności. Wpadały też jeden na drugiego
i po chwili już tarzały się kupą po ziemi, gryząc, wierzgając, grzmocąc i bijąc się
49
wzajem jak wariaci.
Nagle jeden miecz błysnął własnym światłem. Bilbo ujrzał ostrze przeszy-
wające Wielkiego Goblina, który stał osłupiały pośród rozszalałego tłumu. Padł
martwy, a straż rozbiegła się z krzykiem, uciekając przed mieczem w ciemności.
Miecz skrył się w pochwie.
Za mną, żywo! zawołał głos srogi, lecz spokojny. Bilbo, nim się opamię-
tał, już biegł ile sił w nogach na końcu łańcucha, znowu w dół przez mroczne ko-
rytarze, a wrzask goblinów kłębiących się w pieczarze cichł stopniowo w oddali.
Nikłe światełko przewodziło im na czele kolumny.
Szybciej, szybciej! przynaglał głos. Lada chwila łuczywa znów się za-
palÄ….
Chwileczkę! rzekł Dori, który poprzedzał Bilba w łańcuchu, a był dobrym
towarzyszem. Kazał hobbitowi wygramolić się na swoje plecy, co też Bilbo uczy-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]