[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ni ztąd ni z owad, przeniesiono mię z Janówki do Bednarówki. Przeniesienia takie uchodzi raczej za karę, niż za
nagrodę, cierpiałem atoli i nie skarżyłem się, chyba tyle, że w listach do komornika Wielogrodzkiego opowiadałem
szczegółowo wszystko co się działo koło mnie i ze mną.  Na dnie duszy mojej było zbyt wiele szczęścia, by mię
trapić mogły zbyt mocno drobiazgi tego rodzaju. Odbierałem bardzo często listy od Herminy, która korespondowała z
Elsią i przysyłała mi każde jej pismo. Elsia wracała z ciotką do kraju i cieszyła się z tego niezmiernie jak zapewniała.
Za huczno, za gwarno było jej w świecie, pragnęła ciszy i spokoju. Hermina, mimo obietnicy swojej, nie mogła się
wstrzymać, aby jej nie donieść tego, co wiedziała o mojej rozmowie z Józiem i o zapatrywaniach się p. Starowolskiego
na moje najgorętsze życzenia. Elsia w odpowiedzi nie traktowała Wprawdzie wprost przedmiotu, o który chodziło, ale
natomiast z takiem uniesieniem wyrażała się o niezrównanym charakterze i o szlachetnych zasadach swojego dobrego,
kochanego ojca, tyle okazywała wdzięczności dla rozumu i serca, objawiającego się w jego dbałości o przyszłość
dzieci  mówiła to wszystko tak szczerze, tak z głębi duszy, że teraz już z pewnością nawet Józio nie zdołałby był
powątpiewać o jej uczuciach, ia zaś, byłem w siódmem niebie. Była tam na końcu listu dość długa wzmianka o mnie.
Elsia w żartobliwy sposób zapytywała Herminę, czy jeszcze ciągle kultywuję mój pociąg do pedanterji, i czy nie
pozwoliłem sobie choćby jakiego jednego, małego wybryku, któryby mię stawiał na równi "aqec le commun des
niartyrs"  twierdziła bowiem, że nie ma nic nieznośniejszego, jak ludzie wzorowi, wobec których każdy musi się
czuć ułomnym i niegodziwym. Hermina dodała do tego ze swej strony komentarz, że wprawdzie Elsia żartuje, ale że i
na serjo wartoby było, abym się nie oddawał tak bez przerwy melancholicznym kontemplacjom, w chałupie wiejskiej,
ale abym się trochę rozerwał  w tym celu radziła mi wziąć urlop bodaj na parę tygodni. Postanowiłem uzynić to,
skoro Elsia wróci do Lwowa  co do zarzutu pedanterji i zbytniej
wzorowości, był on dla mnie tak nowym i niespodzianym, że jakkolwiek, uczyniony był w żarcie, zastanawiałem się
nad nim długo i przyszedłem do przekonania, że w istocie bywam nieraz może zbyt sztywnym i zamyślonym,
osobliwie w obecności Elsi. Przypomniałem sobie, że z pomiędzy młodych ludzi, których znałem, najwięcej zawsze
podobali się kobietom ci, którzy byli wesołego usposobienia, i którychby mniej pobłażliwy sędzia bez litości zaliczył
do kategorji... łobuzów, mówiąc z warszawska. Wszak nawet Gucio Klonowski podobał się, nietylko pannom na
wydaniu, ale i mężatkom, które nie mogły mieć co do niego żadnych widoków. Pani Mamułowiczowa, swoją drogą
zwolenniczka melancholików, przecież przyznawała się, że ją Gucio niezmiernie bawi, i że to bardzo sympatyczny
młody człowiek. Bez żartu tedy, czułem, że należało mi zmienić się ile możności w tym kierunku i jak nieraz może kto
inny w moim wieku rozpamiętywał potrzebę ustatkowania się i przedsiębrał, prowadzić nadal życie systematycznie
porządnie, tak ja powziąłem silne przedsięwięcie reformy wprost przeciwnej. Nie wiedziałem tylko, jak to począć? Jak
naśladować np. Gucia Klonowskiego w salonie, skoro nie upłynęło nigdy pięciu minut, aby ten mój koleżka nie
powiedział jakiego nonsensu, albo nie popełnił jakiej nieprzyzwoitości ? Jak gonaśladować w ogóle, skoro nie robił nic
innego, jak tylko grał w karty, pił szampana, prowadził dwuznaczne miłostki i zajeżdżał konie na śmierć? A on był
przecież, ze wszystkich nie pedantów? których znała Elsia, najwybitniejszym typem  inni nie mogli dokazać i
połowy tego co on, bo mieli mniej pieniędzy i nie byli porucznikami przy huzarach. Jak to zrobić, aby nie mieć miny
pedanta  oto pytanie, nad którem łamałem sobie głowę w długich, samotnych godzinach wolnego czasu, w mojej
chałupie bednarowieckiej.
Tymczasem zaszedł fakt, który mię przekonał, że nie łatwo wyleczę się z pedanterji. Koło Bednarówki stawiano dla
kolei żelaznej most na rzece, a dalej, sypano groblę, do której używano pilotów. Spostrzegłem, że filary mostu,
przeznaczone na to, aby mogły wytrzymać częste powodzie i uderzenia kry na wiosnę, wystawiono w ten sposób, że
tylko zewnętrzne ściany murowane były z kamienia wnętrzne zaś wypełniono rumowiskiem i śmieciem. Oprócz tego,
fundamenta tych filarów wpuszczone były w grunt, zdaniem mojem zbyt płytko, a na domiar, konstrukcja żelazna
mostu była wprawdzie bardzo dobrego systemu, ale w porównaniu z projektem wynalazcy tego systemu, użyto do niej
zaledwie połowę żelaza. Ma się rozumieć, że opierałem się z całej siły tej dziwnej architekturze, i zasy-
pywałem główny zarząd przedstawieniami co do strasznych następstw, Jakie ztąd wyniknąć mogą. Długi czas nie
otrzymałem żadnej odpowiedzi, a nakoniec dostałem taką, że nadzór nad mostami należy do innego inżyniera, któremu
zakomunikowano moje uwagi, ja zaś mam pilnować grobli. Przedsięwziąwszy sobie w duchu, że gdy kolej będzie
gotową, puszczę się raczej wpław przez rzekę, aniżelibym miał i jechać wagonem po takim moście, opisałem znowu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl