[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ju\ zbyt długo nie byłam w dobrej łazni  powiedziała zdejmując buty. Zsunęła
skórzane spodnie ze swych zgrabnych nóg i uklękła, by odło\yć je na bok. Powoli weszła do
wanny i osuwała się coraz ni\ej, póki jej piękne piersi nie znalazły się pod wodą.
Conan szybko skopał z nóg sandały i pozbył się zakurzonego ubrania. Zaśmiał się
po\ądliwie i rozpryskując wodę wskoczył do wanny. Sivitria z ochotą wsunęła się w jego
ramiona.
XIII
ROZMOWA Z TRUPEM
Gdy czarna plama nocy zakryła lazurowe niebo, Tevek Thul opuścił Kaettę. Wycofał
czarną energię z trupich wojowników, którzy powrócili do katakumb, i we wsi zapanowała
martwa cisza. Lekki wiatr rozwiewał czarne szaty Teveka i przynosił do jego nozdrzy słodycz
dojrzałego zapachu śmierci. Nie opuściły go jeszcze emocje, jakim uległ pustosząc tę osadę.
Czuł je w sobie, jak wijącego się wokół jego wnętrzności wę\a.
Wszędzie poniewierały się trupy mieszkańców Kaetty. Najwięcej było ich przy wejściu do
świątyni i przy wąskiej szczelinie skalnej, jedynym wyjściu z osady. Tam le\ały całe stosy. W
piersi \adnego wieśniaka nie biło serce, w rzeczy samej, wielu z nich nie miało ju\ serca.
Niektórzy z wstrętnych wojowników Teveka byli przera\ająco głodni i urządzili sobie nad
ciałami pomordowanych makabryczną ucztę. Zbezczeszczona świątynia Ibisa stała się
przybytkiem okrucieństwa i śmierci.
Posługaczka, której imienia nie mógł ju\ sobie przypomnieć, le\ała tam, gdzie ją zostawił
na sprofanowanym ołtarzu. Była martwa jak wszyscy jej współplemieńcy. Tevekowi
zaświtała myśl, by ją zatrzymać jako konkubinę. Uznał jednak, \e jej zwłoki nie odpowiadają
mu. Jeśli jeszcze będzie potrzebował zimnego ciała, aby zaspokoić swój apetyt, to zawsze coś
znajdzie. Nie, ta głupia owca nadawała się ju\ tylko dla sępów i robaków, które wkrótce
miały się dobrać do jej ciała.
Tevek nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi, kiedy pośpiesznie wychodził ze świątyni.
Zatrzymał się przed stosem ciał, które tarasowały przejście przez szczelinę. Ogarnięci paniką
wieśniacy stłoczyli się w wąskim korytarzu między skałami i w pośpiesznej ucieczce przed
zbli\ającą się chwiejnym krokiem hordą Teveka nawzajem tratowali się i łamali sobie kości.
Tevek potarł o siebie spierzchnięte wargi. Wyzwolił niewielką ilość nekromantycznej energii,
o\ywił zachowane w całości ciała i rozkazał im oczyścić ście\kę z trupów.
Kiedy milczący słudzy kończyli usuwać z jego drogi barierę z pomordowanych, Tevek
odwrócił się, \eby jeszcze raz spojrzeć na zniszczenia, jakich dokonała jego nekromantyczna
siła. Fascynowała go moc Czarnego Pierścienia i miał ochotę wyzwolić ją ponownie. Ale zdał
sobie sprawę, \e pierścień kusi go, by czerpał zbyt łapczywie ze studni jego mocy. Tevek,
niczym najemnik przepuszczający cały swój zarobek w jednej wielkiej hulance, przelał w
pierścień zbyt wiele energii. Brązowa tablica nie ostrzegła go, \e pierścień dą\y do
popełniania zła. Utracona energia miała się z czasem zregenerować, ale teraz czuł się ocię\ały
Strona 72
Moore Sean U - Conan i szalony Bóg
jak przejedzony wą\, który trawi zbyt du\ą zdobycz.
Niewa\ne. I tak miał dotrzeć do Mosię\nego Miasta dopiero nazajutrz w nocy i do tego
czasu nie potrzebował pierścienia. Głęboko w swych myślach poczuł drzazgę złości, bo
uświadomił sobie, \e wydarzenia we wsi odciągnęły go od celu podró\y. Postanowił, \e kiedy
następnym razem u\yje pierścienia, będzie ostro\niejszy. Zmusi go do posłuszeństwa i nie
ulegnie \adnym jego pokusom.
Gdy droga przed nim była ju\ wolna, ciała porządkowych głucho uderzyły o ziemię. Tevek
przeszedł przez splamiony krwią tunel i zszedł ze stoku naturalnego wału, jakim otoczona
była wieś. Lot nad piaskiem kosztowałby go zbyt wiele czarodziejskiej energii, uznał więc, \e
będzie lepiej jeśli dalej pójdzie pieszo. Rozluznił umysł i pogrą\ył się w potoku zawiłych
rozwa\ań: co czekało go w Mosię\nym Mieście, jakie plany wobec niego miał Thoth Amon,
i w jaki sposób szybko dokonać zemsty, która była celem jego \ycia.
Zadumany nie zauwa\ał jak upływa czas, póki na czarnej twarzy nieba nie pojawiła się
pierwsza zmarszczka świtu.
Zmru\ył oczy, by je uchronić przed atakiem znienawidzonego światła. Zatrzymał się i
rozejrzał dokoła. Stał na szczycie wysokiej wydmy, za którą znajdowało się olbrzymie
zagłębienie. Wyglądało to tak, jakby jakiś bóg wybrał z pustyni ogromną garść piasku.
Pośpieszył do wydmuchanego przez wiatr dołu i mocno zacisnął oczy, bo nagle uderzyło w
nie odbijające się od podło\a światło& pierwsze promienie piekącego słońca padały na coś
więcej ni\ tylko na piasek.
Wiedziony intuicją zbli\ył się do zauwa\onego przedmiotu. Był to kamień graniczny,
mosię\na kopuła błyszcząca w promieniach słońca. Chocia\ jej blask sprawiał mu ból, Tevek
jeszcze przez moment na nią patrzył. Więc to była Pustynia Nithijska. Tutaj piaskowy woal
ruchomych wydm przez wieki skrywał przed ludzmi Mosię\ne Miasto. Tevek poczuł w
powietrzu dziwną woń. Nad piaskiem unosiły się niewidzialne dla oka jądra zarazy. Czyli
pogłoski o Nithii i wysuszającej organizm chorobie były prawdziwe. Ale dla Teveka nie
stanowiło to najmniejszego zagro\enia, jego moce chroniły go przed najgrozniejszymi nawet
zarazami.
Dalsza podró\ w palących promieniach słońca była nie do pomyślenia, jednak Tevek nie
potrafił doczekać nocy. Z krańca swojej zakurzonej szaty oderwał pasek ciemnego materiału i
zawiązał nim oczy. Dla zachowania widoczności pozostawił cienką jak pergamin szparkę.
Następnie głęboko na twarz nasunął kaptur i swym nekromantycznym spojrzeniem przeszył
le\ący przed nim piasek. Patrzył najgłębiej, jak mógł, a potem ruszył dalej.
Pózniej, gdy znienawidzone przez nekromantę słońce płonęło ju\ nad jego głową,
szperający pod ziemią wzrok natrafił na pierwsze szczątki nie\yjących od wieków
mieszkańców Mosię\nego Miasta. Wyczuł, \e ich śmierć była nagła i okrutna. Pomimo to nie
słyszał w ich kościach duchowego echa, jakie jeszcze na długo po wyrwaniu duszy z ciała
pozostaje w zwłokach i jęczy. Wytę\ył umysł i jeszcze raz spróbował usłyszeć odgłos echa.
Dochodziło go tylko szeptane z przera\eniem słowo  Szakal .
Podszedł bli\ej staro\ytnej iglicy i mógł dokładniej zbadać piach, w którym spoczywały
kości. Usłyszał tysiące rozbrzmiewających w głębi ziemi głosów zmarłych.
Wszyscy zostali zabici. Utonęli podobnie jak ich przodkowie z Atlantydy, tyle \e w morzu
krwi, a nie wody. Ktoś wyr\nął ich jak stado bydła. Ciekawe.
 Tevekowi zaczęły przeszkadzać nieustające, choć przytłumione jęki, więc przestał ich
słuchać. Martwiło go, \e wszystkie głosy, które tu słyszał, wyra\ały tylko jedno uczucie 
\al. W chwili śmierci nikt z pomordowanych, nawet pośród najmłodszych, nie odczuwał
najmniejszego strachu, nienawiści ani chęci zemsty. Nekromanta nigdy wcześniej nie trafił na
katakumby czy grobowiec, gdzie podobne uczucia nie jątrzyłyby się w pochowanych tam
kościach. To byli prawdziwi wyznawcy Ibisa, nie stracili nadziei nawet w chwili śmierci. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl