[ Pobierz całość w formacie PDF ]
młody, promienny, pokochałem go wtedy, pamiętam krótkie błyski jego miecza, potem na moje
dłonie, pamiętam, zaciśnięte przy szyi, trysnął ciepły strumień, to była krew moich rodziców, nie
wiem, czy to była krew mojej matki, czy mojego ojca, miałem krew na dłoniach i na ustach, chciałem
krzyczeć, ale nie krzyczałem, a potem, to pamiętam, jakby to było wczoraj, on się nade mną pochylił,
zamknąłem oczy, poczułem jego dłoń na czole zroszonym potem, chciałem płakać i nie mogłem
płakać, ponieważ czułem na wargach mdły smak krwi, o której nie wiedziałem, że jest krwią mojej
matki albo mojego ojca, pamiętam, że wziął mnie w ramiona, pamiętam jego nachyloną nad sobą
14
twarz, ale nie pamiętam, co było potem, teraz po raz pierwszy w życiu będę myśleć głośno, zaczął
mówić, deszcz się uciszał, a przestrzenie ziemi i nieba ogarniane czystą jasnością wciąż się
poszerzały: do czternastego roku życia wiedziałem o swojej przeszłości tyle tylko, że jestem Grekiem
z Bizancjum, nazywam się Aleksy Melissen i kiedy w ową noc sprzed ośmiu lat, gdy rycerze
chrześcijańscy pod dowództwem dwóch sławnych mężów, hrabiego Baldwina z Flandrii i hrabiego
Bonifacego z Monferrat, ulegając namowom przebiegłych Wenecjan, zamiast podążać ku Jerozolimie,
aby z niewoli pogańskiej uwolnić grób Chrystusa, jak przysięgli, uderzyli zdradziecko nocą na mury
Bizancjum i potem wtargnÄ…wszy w nie pomordowali okrutnie tysiÄ…ce takich samych jak oni
chrześcijan, powodując się nie wiarą, tylko żądzą zdobycia bogactw i władzy, mnie w tę noc pożarów
i krwi, gdy zamordowani zostali moi rodzice, uratowaÅ‚ jeden z rycerzy, Ludwik z Vendôme, hrabia na
Chartres i Blois, byłem ośmioletnim dzieckiem, gdy z narażeniem własnego życia wyniósł mnie z
płonącego pałacu, mówił mi potem, gdy już byłem przy nim i on był moim opiekunem i ojcem, i tego
dokonał, że ja, obcej krwi i obcego nazwiska, uznany zostałem przez pana króla, Filipa Augusta, za
jedynego spadkobiercę starożytnych hrabiów panujących na Chartres i Blois, i całej tej ziemi
Vendôme, która teraz siÄ™ dokoÅ‚a nas rozpoÅ›ciera, mówiÅ‚ mi, już dorastajÄ…cemu chÅ‚opcu, że wówczas,
w tę okrutną noc rzezi i pożarów, on, który dwudziestoletnim młodzieńcem ślubował, iż wszystkie
dane mu dary i przywileje złoży w ofierze służącej uwolnieniu z pogańskiej niewoli grobu Chrystusa,
obudził się tej nocy jak ze snu i zrozumiał, że została dokonana ciężka zbrodnia, i mnie, któremu
zamordowano ojca i matkę, unosząc we własnych ramionach z płonącego domu ratował właśnie
dlatego, by chociaż w drobnej cząstce złożyć zadośćuczynienie dokonanym zbrodniom i
nieprawościom niegodnym sławy chrześcijańskich rycerzy, to wiedziałem do lat czternastu,
wychowując się w Chartres, które stało się moim miastem rodzinnym, i jeśli pamiętałem cokolwiek z
lat mojego dzieciństwa, to jedynie to, co mi mój najlepszy opiekun i ojciec o tych zagubionych w
niepamięci czasach opowiadał, przestał padać deszcz, od mokrej ziemi bił odurzający zapach ziemi i
wiosennej zieleni, daleko, ale już jakby w innym świecie, przetaczały się ciężkie grzmoty, poblaski
zachodzącego słońca znów opiekuńczo poczynały ogarniać płaską dokoła równinę, wyłoniły się z
ciemności spokojne zielone jeziora, ziemia pod stopami była grząska i pełna już nieruchomych kałuż,
zobaczył tęczę i mówił: tyle wiedziałem o swojej przeszłości do lat czternastu, a wtedy jednego dnia,
było wczesne przedwiośnie i pamiętam, ziemia była jeszcze twarda i kałuże po nocnym deszczu ścięte
cieniutką warstwą mrozu, powietrze było chłodne, ale słońce świeciło, i pamiętam jego radosne ciepło
na ramionach, był wczesny ranek, wyszliśmy w kilku poza mury miasta, gdzie były łąki nad rzeką
Eure, krucha powłoka mrozu, gdy nadeptywałem ją bosą stopą, kruszyła się bardzo lekko i wtedy
czułem, że wchodzę w zimną wodę, ale ponieważ słońce czułem na ramionach i na szyi, było to
bardzo przyjemne, była na tych łąkach sucha i już chyba martwa wierzba, do niej strzelaliśmy z
łuków, właściwie nie do niej, ale do malutkiego pączka tarniny, który był biały i delikatny i wydawał
się tylko białą plamką, gdy został uwięziony w twardej korze umarłej wierzby, do tego celu
strzelaliśmy z łuków, pamiętam, że w pewnym momencie moja strzała drżąc niecierpliwie wbiła się w
sam środek tej białej plamy, cały pień martwego drzewa był już pełen dygocących strzał, tkwiły w
nim, jakby nie chciały zostać, ale i nie mogły się oderwać, wówczas, kiedy udało mi się trafić strzałą
w sam środek małego pączka tarniny, stała się cisza, potem ci, którzy byli ze mną, poczęli jeden po
drugim podchodzić do drzewa, aby z bliska zobaczyć moją strzałę tkwiącą nieruchomo w samym
sercu białego pączka tarniny, zostałem sam, serce biło mi z radości i z dumy, pamiętam, o krok przede
mną szkliła się duża kałuża ścięta mrozem, postawiłem na tej gładkiej i nieruchomej powierzchni
stopę i już chciałem zmiażdżyć uległy opór nadchodzącej zimy, gdy naraz poczułem, że nie jestem
sam, odwróciłem się i wtedy ujrzałem tego człowieka, od razu wiedziałem, że nie jest stąd, był czarny,
smagły i drobny, w prostackiej opończy z kapturem, ale pod tą opończą miał zniszczoną wprawdzie,
lecz z drogiego materiału uszytą suknię, stał ode mnie nie dalej niż o dziesięć kroków, pomyślałem:
widział moją strzałę nieomylnie osiągającą trudny cel, ale także pomyślałem, że ten człowiek dlatego
tu jest, ponieważ nie z kim innym, tylko ze mną chce rozmawiać, czekałem chwilę z łukiem napiętym
nową strzałą, aż on do mnie podejdzie, ale ponieważ tego nie uczynił, więc wciąż trzymając łuk z
napiętą na cięciwie strzałą, zbliżyłem się ku niemu o kilka kroków i wówczas on, stojąc w miejscu bez
ruchu, powiedział kilka słów w języku dla mnie niezrozumiałym, ale chociaż słowa, które
wypowiedział, były dla mnie niezrozumiałe, odczułem je, jakby od początku mego istnienia
spoczywały we mnie, musiałem w tym momencie zblednąć i on to musiał dostrzec, powiedziałem: nie
rozumiem, wtedy on już w moim języku, choć z cudzoziemską wymową, spytał mnie: ty jesteś Aleksy
15
Melissen?, powiedziałem: ja jestem Aleksy Melissen, a ty kim jesteś?, szukałem cię sześć lat -
powiedział - niezle strzelasz z łuku, dlaczego mnie szukałeś? - spytałem, niezle strzelasz z łuku -
powtórzył - ale gdy mierzysz do celu i wypuszczasz strzałę, powinieneś mieć mięśnie bardziej
rozluznione, wysiłek powinien być w tobie, głęboko ukryty, ale twego wysiłku nikt z zewnątrz nie
powinien widzieć, dlaczego mnie szukałeś? - powtórzyłem, przyjdz wieczorem, po nieszporach, do
kościoła Zwiętego Józefa, powiem ci wtedy, dlaczego cię szukałem, potrząsnąłem głową: jeżeli masz
mi coś do powiedzenia, możesz uczynić to teraz, obejrzałem się na moich rówieśników, stali przy
martwej wierzbie, patrzyli na nas, ale żaden z nich nie uczynił ruchu, aby podejść do nas, chodz -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]