[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Miałem kwadrans wolnego. Rzuciłem worek na łóżko i zacząłem przeszukiwać szafki,
poszukując potencjalnych skrytek. Faktycznie, wóz był gruntownie oczyszczony, nie
znalazłem tu nawet najmniejszego śmiecia. Jednocześnie odkryłem, że Kosa, poprzedni
właściciel, sam wykonał mieszkalną nadbudowę wozu. Miałem przeczucie, że było tu
miejsce, o którego istnieniu nie wiedział nikt z cyrkowców, a tym bardziej ma, którego Kosa
był chyba wspólnikiem.
Punktualnie, w roboczym stroju, to znaczy w wojskowych drelichach, stawiłem się w
namiocie cyrkowym. Z zewnątrz nie wyglądał na obszerny, w środku wydawał się ogromny.
W rzeczywistości miał może 12 metrów wysokości i około 50 metrów średnicy, z czego
połowę stanowiła arena. Zespół cyrkowy był zajęty rozgrzewką lub pogaduszkami w
pierwszych rzędach widowni. Dyrektor na mój widok zaklaskał w dłonie chcąc zwrócić na
siebie uwagÄ™.
- Proszę państwa, uwaga! - wołał. - Chciałem wam przedstawić naszego nowego
pracownika. Jak wiecie, Kosa zginął w wypadku, ale znalezliśmy odpowiedniego człowieka
na jego miejsce. To Małpa, taką ksywę miał w legii cudzoziemskiej.
Szybko zlustrowałem towarzystwo. Pierwszy rzucił mi się w oczy sztukmistrz. Był po
czterdziestce, łysiejący. Postawą i wyrazem twarzy przypominał zbankrutowanego
arystokratę i w dodatku nosił białą koszulę i muszkę. Te muszki podczas naszej podróży
zmieniały się jak w kalejdoskopie. Sztukmistrz miał sceniczny przydomek Black Hand -
Czarna Ręka, ale wszyscy mówili do niego Czarek lub Cezary. Obok niego siedzieli dwaj
klowni. Poznałem ich po uśmiechniętych minach i niedomytym po wczorajszym
przedstawieniu makijażu. Obaj byli blondynami około trzydziestki. Dobrali się na zasadzie
przeciwieństw. Gruby i wysoki miał na imię Bartek, drugi, chudy i niski - Darek, ale i tak
wszyscy nazywali ich Gruby i Chudy.
Pan Ludwik przedstawił mi z kolei grupę akrobatyczną, trzech trapezistów,
Brazylijczyków, braci, podobnych do siebie. Byli uśmiechnięci, mieli chłodne spojrzenie i
czarne jak węgiel oczy i włosy. Nazywali się: Pedro, Auco i Sevro. Ich popisowym numerem
było salto mortale.
Pięć dziewczyn z baletu prezentowało różne typy urody, ale łączyło je jedno - były
piękne, zgrabne, wygimnastykowane. Dowodziła nimi Monika, dziewczyna z jasnymi jak
perły włosami, dużymi niebieskimi oczami i czarującym uśmiechem. Byłem pewien, że
podczas występów to ona przykuwała wzrok wszystkich mężczyzn.
Iwan i Katia byli Rosjanami, treserami koni. Małżeństwo cyrkowe było szczupłe,
oboje mieli wysportowane sylwetki, widać było, że w zespole stanowili podgrupę. Jak się
szybko przekonałem, cechował ich absolutny profesjonalizm w tym co robili.
Na końcu poznałem grupę Clans , żonglerów - tancerzy z ogniem. Ich szefem był
Kąjtek, któremu towarzyszyły Kasia i Dorota. Kajtek miał wygoloną na łyso głowę z
zostawionym z tyłu długim kosmykiem włosów. Twarz jego znaczyły blizny, ślady oparzeń.
Przed występami część z nich maskował pudrem. Dziewczyny były dwudziestoletnimi
siostrami, wysokimi, zgrabnymi brunetkami, o długich kręconych włosach. Kasia miała
brÄ…zowe, a Dorota zielone oczy.
- W której jednostce legii byłeś? - zapytał mnie sztukmistrz Cezary.
- W pułku spadochroniarzy cudzoziemskich.
- Masz we wszystkim zastąpić Kosę? - pytała Monika.
- Tak.
- Przyjdz do mnie, trzeba mi szafkę naprawić.
- Dobrze - obiecałem.
Iwan podszedł do mnie z kartką z bloku technicznego. Był na niej wyrysowany zegar
z czynnościami, jakie powinienem wykonać przy zwierzętach o określonej porze. Moim
zadaniem było donoszenie jedzenia i wody oraz czyszczenie klatek i boksów. Pedro, dobrze
mówiący po polsku, także dał mi kartkę, ale o wiele większą.
- Ty się nauczyć tego do śniadań - powiedział kalecząc język polski.
Rozwinąłem rulon. Był to schemat trapezu.
- Ty pomagać nam budować trapez - wyjaśnił Pedro.
Z kolejnych rozmów wynikało, że wolnego czasu na poszukiwanie my będę miał
bardzo mało. Miałem nadzieję, że jak już wykryję włamywacza, to śledzenie go będzie
łatwiejsze, tym bardziej że krąg podejrzanych był ograniczony w zasadzie do uczestników
zimowania cyrku: klownów, sztukmistrza i dyrektora.
- Jeszcze jedno, wypadam z występów, przynajmniej na początku trasy - przemówił
dyrektor. - Papilio mi zachorował. Może wyjdę z nim do dzieci przed koncertem, ale żadnego
numeru cyrkowego z nim nie zrobiÄ™.
Wszyscy wyrazili ubolewanie z powodu stanu zdrowia szympansa. Następnie
wpadłem w młyn pracy. Kajtek pouczał mnie na temat zasad ubezpieczania podczas występu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]