[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Niezle zakonspirowany ten wasz lokal - zwrócił się Pan Samochodzik do Marcusa.
- Tak trzeba - powiedział - Sami widzicie kto na nas poluje... Nasze idee są dla nich
śmiertelnie niebezpieczne.
Nie wiedziałem, czy żartuje, czy też mówi poważnie.
Powędrowaliśmy przez rozświetlone blaskiem ulicznych latarni miasto. Nikt nas nie śledził,
a w każdym razie nie zaobserwowaliśmy tego. Wcześnie poszliśmy spać. Jutro czekał nas
daleki rejs.
ROZDZIAA CZWARTY
REJS DO STAVANGERU * %7Å‚YCIE NAD FIORDAMI * ROZKWIT HANZY *
CENTRUM EMIGRACYJNE * MUZEUM KONSERW * JESTEZMY ZLEDZENI!
Wodolot płynął naprawdę szybko. Obserwowałem przez iluminator przesuwającą się linie
brzegowÄ….
- Zaczynam rozumieć, dlaczego tych dwu miłych miast nie łączy linia kolejowa albo
autostrada - mruknąłem, widząc kolejne ujście fiordu. Statek mijał je w odległości pół
kilometra. Ponury mur szarych skał otwierał się jak straszliwa gardziel. Brzegi urwiska,
wysokie na co najmniej kilkaset metrów, otulone na górze niestopniałym jeszcze śniegiem,
powleczone cieniutką pajęczyną wodospadów, a pomiędzy nimi wcinająca się w głąb lądu
zatoka.
- Norweskie fiordy - odezwała się zaspanym nieco głosem Magda. - Robią wrażenie. Ale to
tylko połowa...
- Połowa czego? - zaciekawiłem się.
- Gdy się je widzi od strony morza, to nie robią aż takiego wrażenia, jak tam w środku.
Mogą ciągnąć się dziesiątkami, a nawet setkami kilometrów. No i są bardzo głębokie...
Czasem na kilkaset metrów. Widzimy tylko to, co wystaje z wody.
- Krajobraz wprost stworzony dla turystów - uśmiechnął się szef. - Nie dziwie się, że ludzie
przybywają, by to oglądać...
- A ja się dziwie, że komukolwiek chciało się zamieszkać w tak niegościnnej okolicy -
westchnąłem. - Przecież skrawki ziemi uprawnej w głębi dolin, ponad wodą, muszą być
bardzo mizerne.
- Niedostępność tych terenów dla wielu mieszkańców stanowiła ważny argument, żeby
42
zamieszkać właśnie tutaj - Magda obciągnęła kurtkę i starannie zapięła ją pod szyją. -
Głównym zródłem utrzymania w tych stronach było pasterstwo, konkretnie wypas kóz na
wąskich półkach skalnych. Jeśli się wciągnęło na górę drabinę, żaden poborca podatkowy nie
dotarł do wsi przytulonych do zboczy. Tu nawet w dziewiętnastym wieku były problemy z
administracją. Ludzie mieszkali sobie spokojnie, nie rejestrowali dzieci, w dół schodzili tylko
do kościoła.
Niestety obecnie coraz więcej chat i zagród jest opuszczanych. Z samego pasterstwa ciężko
teraz wyżyć. Ludzie przenoszą się na równiny i do miast. A tam pozostają liczne, walące się
domy. Do niektórych mieszkańcy przyjeżdżają jeszcze na lato, ale wiele się już wali...
- U nas też wiele wsi się wyludnia - westchnął szef. - A przecież ludzie żyli tak przez setki,
jeśli nie przez tysiące lat. W dzisiejszych czasach....
Nie dokończył myśli, westchnął.
- A jak rozwiązywano sprawę zaopatrzenia? - zaciekawiłem się.
- Przecież ci ludzie mogli sami wygotować morską wodę i uzyskać sól - wyjaśniła Magda. -
Przędli wełnę, tkali płótno... Lepili garnki albo wiejscy kotlarze robili je z miedzi...
- A surowce? Przecież nie wytapiali żelaza z kawałków rudy znajdowanej w górach.
Teoretycznie mogliby, ale chyba za mało mieli opału.
- Do wsi leżących nad wodą przybywali łódkami kupcy. Ci z górskich osad, widząc, że ci
przybywają, zabierali towary, które mieli na wymianę i schodzili w dół - wyjaśniła. - Handel
dotrze wszędzie. Zatrzymać go mogą tylko ograniczenia administracyjne... A i to nie do
końca. Jest jeszcze przemyt - uśmiechnęła się.
- Ona wcale nie ma trzynastu lat - mruknąłem. - Podsunęli nam ucharakteryzowaną
karliczkÄ™...
Szef uśmiechnął się lekko
- Dzisiejsze dzieci, Pawle, są niekiedy bardzo dziwne - powiedział łagodnie. - Ano, młoda
damo, skoro zeszliśmy na sprawy handlu, to może chcesz posłuchać jeszcze na temat Hanzy?
Bo na razie dotarliśmy tylko do połowy jej dziejów.
- Jasne - ucieszyła się.
Pan Samochodzik wpatrzył się w poszarpaną linie brzegową.
Wyobraziłem sobie mimowolnie, ile statków musiało się roztrzaskać o te skały i zrobiło mi
siÄ™ odrobinÄ™ nieprzyjemnie.
- Mógłby pan opowiedzieć nam jeszcze trochę o Hanzie? - zapytała Magda, sadowiąc się
wygodniej w fotelu.
- Oczywiście - uśmiechnął się szef. - A więc skończyłem w momencie, gdy na Bałtyku
współpraca miedzy Niemcami a mieszkańcami Gotlandii, właściwie troszkę za wcześnie by
nazwać ich już Szwedami, ale zróbmy tak dla uproszczenia, jakoś się układała. Już pod
koniec XIII wieku stosunki wzajemne bardzo gwałtownie się popsuły. Widocznie kupcy
niemieccy zdobyli wystarczającą pozycje, by narzucić konkurentom swoje zdanie. Poza tym
kupcy z Gotlandii byli stosunkowo nieliczni i nie byli w stanie wystawić wymaganych
umowami sił w takich przedsięwzięciach, jak zwalczanie piractwa czy ochrona kupców,
wędrujących przez ziemie na północ od państwa krzyżackiego starym szlakiem do
Nowogrodu... Tymczasem kupcy stowarzyszeni z LubekÄ… byli w stanie. W 1293 roku
przeniesiono sąd odwoławczy nowogrodzkich kupców z Visby do Lubeki. Zaledwie sześć lat
pózniej związek kupców z Gotlandii został rozwiązany. A przy okazji zabrano też ich pieczęć,
przedstawiającą jagnię. Nawiasem mówiąc, pieczęć ta, wyrzezbiona w karneolu, także
zaginęła.... W międzyczasie zaczęła zawiązywać się nowa organizacja, nazwana pózniej
Hanzą Miast, w odróżnieniu od wcześniejszej Hanzy Kupców. Tym razem porozumieli się
nie poszczególni kupcy, ale patrycjaty miejskie przez nich wybrane. Nazwijmy to przejściem
od demokracji powszechnej do demokracji opartej na reprezentacji - uśmiechnął się ze
swojego dowcipu. - W każdym razie miasta dogadały się i zawarły porozumienie o
43
wzajemnej pomocy, już nie tylko w handlu, ale i w walce z władcami krajów, na terenie
których się znajdowały...
- Ambitne typki - mruknęła z uznaniem. - Poszło zapewne, jak znam życie, o podatki?
- Nie tylko. Owszem, kupcy nie lubili płacić haraczy feudałom, ale problem był bardziej
złożony. Niektórzy niemieccy książęta popierali po cichu piractwo i czerpali zyski z ochrony
prawnej band rozbójników... Pierwsza próba sił miała miejsce w 1277 roku. Po napaści
Rusinów i Litwinów na kolonie w Inflantach wprowadzono zakaz handlu z Nowogrodem. Na
łamiących zakaz stosowano karę śmierci i konfiskatę mienia. Musiały to być działania
skuteczne, bowiem kilka lat pózniej napaści ustały i handel wznowiono. Następnie doszło do
zatargu z flandryjskim miastem BrugiÄ….
- Miejscowi kupcy niechętnie patrzyli na cudzoziemców, nakładali na nich podatki i
usiłowali zmonopolizować w swoim ręku handel przechodzący przez to miasto - wyjaśniłem.
- I co zrobili hanzeaci?
- Wyprowadzili się wszyscy do sąsiedniego Ardenburga, a Brugia została objęta blokadą
morską. %7ładen statek kupiecki nie zawinął do tego portu przez trzy lata. To wystarczyło, by
kwitnące miasto podupadło. Kupcom nadano przywileje, powrócili więc częściowo. Po
kolejnych incydentach znowu doszło do blokady. Ostatecznie w 1307 i 1309 roku nadano im
szerokie prawa i przez kolejne 50 lat nie było żadnych awantur...
- Embarga handlowe - mruknęła Magda. - Zupełnie jak teraz...
- Dokładnie tak - przyznałem. - Ale obecnie nakłada się je na państwa, a wtedy wyłącznie
na miasta...
- Jak to wyłącznie na miasta? - zdumiał się Pan Samochodzik. - W tym samym czasie tu, w
Bergen, król Hakon V postanowił zrobić wreszcie porządek z cudzoziemskimi kupcami,
którzy według niego cieszyli się zbyt dużymi przywilejami. Obciął im przywileje i nałożył [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl